Reklama
Rozwiń

Paweł Cywiński: Wczasy we Włoszech i Hiszpanii będą tańsze

Ideologia turystyki to bardzo egocentryczny pomysł na siebie w świecie. Jadę gdzieś, a to gdzieś jest zobowiązane dać mi jak najbardziej komfortowy czas i warunki. Miejscowi ludzie są po to, by mi służyć, a jeśli nie pracują w turystyce, to by być krajobrazem dla moich rajskich wakacji lub scenerią moich zdjęć - mówi Paweł Cywiński, geograf.

Aktualizacja: 12.06.2020 23:30 Publikacja: 12.06.2020 10:00

To może być bardzo dobry rok dla polskich regionów turystycznych.Ograniczenia w podróżowaniu i strac

To może być bardzo dobry rok dla polskich regionów turystycznych.Ograniczenia w podróżowaniu i strach przed koronawirusem mogą sprawić, że turyści zaleją Polskę. Najprawdopodobniej jednak nie będzie to tanie

Foto: MIROSŁAW PIEŚLAK/FORUM

Plus Minus: Gdzie w tym roku wybiera się pan na wakacje?

Miałem pojeździć po zachodniej Afryce – plan był taki, by zacząć w Senegalu. Ale z wiadomych przyczyn pewnie wezmę plecak i pochodzę po lasach. Jeśli będzie się dało wyjechać z Polski, to po pięknych lasach brandenburskich pod Berlinem. A jeśli nie, to wokół Warszawy jest wielka pętla warszawska, wezmę namiot i ruszę – mam ochotę pobyć samemu z lasem. Na pewno nie chcę latać nigdzie samolotem.

Jak wszyscy ruszą w Polskę, to nie zadepczemy tych naszych Tatr, Polesia, Roztocza, Suwalszczyzny?

Zadepczemy totalnie. Wszystkie badania mówią, że w konsekwencji epidemii koronawirusa turystyka krajowa bardzo mocno zyska w porównaniu do lat poprzednich. Ci, którzy dotychczas wyjeżdżali za granicę, teraz zapełnią małe hoteliki albo agroturystykę – bo duże hotele w dobie pandemii będą mniej chętnie wybierane.

Nie odpuścimy urlopu?

Klasa średnia traktuje urlop jak prawa człowieka: trzeba gdzieś wyjechać, odpocząć, przestać myśleć o bieżączce. Przyzwyczailiśmy się do tego. Inna sprawa, że przez kryzys ekonomiczny grupa turystów trochę się zmniejszy, bo zmniejszy się klasa średnia – wielu ludzi po prostu nie będzie już stać na urlop, bo stracili albo stracą pracę i będą musieli oszczędzać. Cała reszta na sto procent skorzysta ze swojego prawa człowieka.

Pamiętam, jak 15 lat temu dziwiłem się w Anglii rozmowie kasjerek w dyskoncie, które opowiadały sobie o wakacjach na Maderze i Kanarach. Polakowi trudno było wtedy zrozumieć, że kasjerki może być stać na zagraniczne wakacje. Teraz już nikogo to nie dziwi – polepszyło się i u nas. Chyba więc nie tylko klasa średnia przyzwyczaiła się do – mówiąc piękną polszczyzną – bestsellerowych destynacji?

To się rzeczywiście zmienia. Część zawodów, które dotychczas nie były wiązane z klasą średnią, zaczęły być zawodami bardzo dochodowymi, jak kierowca tira czy nawet ludzie pracujący np. przy budowie autostrad. I stać ich na to, by wyjechać na jakieś all inclusive do Grecji czy Turcji. Co wpłynęło też zresztą na ofertę turystyczną. Głośno było przecież o tzw. polskich strefach w Chorwacji. To była odpowiedź branży na potrzeby nowych polskich turystów, którzy czuli pewne obawy przed wychodzeniem poza strefę polskiego języka, bo nie wiedzieli, czy poradzą sobie za granicą...

...a jednak nie chcieli zimnego Bałtyku i zmiennej polskiej pogody.

Do tego Bałtyk i Tatry są bardzo drogie – dużo taniej wychodzi wyskoczyć na all inclusive do Egiptu niż w podobnym standardzie spędzić urlop w Łebie.

Tylko czy te tanie wczasy wrócą?

Wrócą, i to w pierwszej kolejności. Spójrzmy na to historycznie. Gdy po tsunami w Tajlandii czy zamachach terrorystycznych na Bali dochodziło tam do krachu turystyki, to ruch turystyczny powracał do wcześniejszego poziomu mniej więcej po 12–18 miesiącach. W pierwszej kolejności wracał ruch backpackerski, czyli kompletnie niezorganizowana turystyka podróżników z plecakiem. A po nim ruszały pierwsze promocje, bo trzeba było z powrotem przyciągnąć masowego turystę. Dlatego na początku biura podróży nie stawiały na najlepsze i najdroższe oferty, ale raczej mocno przeceniały te podstawowe.

Czyli jeśli chcemy zaoszczędzić, to trzeba sprawdzić, gdzie było najwięcej przypadków koronawirusa, i zaplanować tam przyszłoroczne wakacje?

Włochy czy Hiszpania na pewno mocno potanieją. Chyba nawet bardziej Hiszpania, bo jest o wiele bardziej uzależniona od turystyki. Mamy coś takiego jak tzw. efekt powiązania, który mówi o tym, jaki procent PKB danego kraju pochodzi od zagranicznych turystów. Jeśli jest to powyżej 5 proc., to państwo powinno zacząć kontrolować turystykę, a jeśli powyżej 20 proc., to mówimy o uzależnieniu.

I ile jest krajów uzależnionych od turystyki?

20, może nawet 30. W turystyce i branżach wokół okołoturystycznych pracuje co dziesiąta osoba na świecie.

Ile z tych miejsc pracy zniknie?

Światowa Organizacja Turystyczna szacuje się, że ok. 100–120 mln. To prawdziwy dramat, bo musimy sobie zdać sprawę, że większość miejsc pracy w turystyce to niskopłatne, sezonowe zajęcia dla często niewykwalifikowanych pracowników, czyli ludzi, którzy jeśli je stracą, będą mieli wielki problem, by znaleźć inną pracę. Bo to już jest bardzo kiepskie miejsce pracy. Jeśli na świecie przybędzie nagle 100 mln ludzi, którzy muszą sobie szukać innego zajęcia, bo turyści nie przyjeżdżają do ich krajów, to mocno powiększy się globalne rozwarstwienie – będziemy mieli nową, zbiedniałą klasę „po turystyce".

Ale mówi pan, że turystyka niedługo wróci do normy...

Pewnie w 12–18 miesięcy, ale dopiero po wynalezieniu szczepionki. Duża część z tych ludzi na pewno sobie przez ten czas nie poradzi. Mówię o masażystach nóg czy kierowcach riksz. Zresztą przecież podobny problem dotyczy choćby Krakowa, gdzie mamy bardzo mocno rozwinięty rynek turystyczny i mnóstwo przewodników czy różnych oprowadzaczy. Ten rynek drastycznie się zmniejszy, co mocno wpłynie nie tylko na lokalne biznesy, ale chociażby na krakowskich studentów, którzy tracą możliwości dorabiania.

Jaka będzie turystyka, która odrodzi się po koronawirusie?

Są marzenia, że zmieni się na lepsze. Np. Amsterdam ogłosił strategię, która opowiada o tym, jak to po koronawirusie w mieście zapanuje zielona turystyka – wszystko będzie bardziej zrównoważone i po prostu lepsze. Śmiem twierdzić, że będzie dokładnie na odwrót. Bo po dużych kryzysach biznes zawsze jest wygłodniały, bardziej drapieżny, nastawiony jeszcze mocniej na zysk. Z punktu widzenia pracownika branży turystycznej będzie więc gorzej.

A z punktu widzenia turysty?

Na pewno będzie taniej, również dlatego, że trzeba będzie kusić ludzi, by ruszyli do Amsterdamu zamiast do Puszczy Białowieskiej. Bo to na pewno będzie lato, gdy sporo naszych rodaków odkryje wreszcie polskie krajoznawstwo. Do tej pory nie w ich guście było jeździć po Polsce, a jak już, to raczej w znane miejsca, jak Zakopane czy Władysławowo. Teraz krajoznawstwo naprawdę ma szansę się odrodzić.

Czyli w tym roku Suwalszczyzna, a w przyszłym...

...polecam Dolny Śląsk. Gdy obowiązywał całkowity lockdown, to Tatrzański Park Narodowy miał realny problem, bo 80 proc. jego dochodów to bilety wejścia do parku. Ale z drugiej strony zwierzęta w Tatrach odżyły, obniżył się u nich poziom hormonu stresu, nastąpił boom rozrodczy. Gdyby nie susza, te trzy tygodnie zamknięcia wyszłyby parkowi zdecydowanie na dobre. A teraz wahadło wychyli się w drugą stronę: turystów będzie zdecydowanie więcej niż przed lockdownem.

Który z trendów przeważy? Krajowe krajoznawstwo czy jeszcze tańsze niż wcześniej wczasy zagraniczne? Może więcej ludzi będzie teraz stać na lot do Tajlandii?

Tylko że my realnie zbiedniejemy na kryzysie. Mówiliśmy o kasjerkach czy kierowcach tirów, którzy zaczynali jeździć do Egiptu, a teraz spójrzmy na dzisiejszą rzeczywistość klasy tzw. białych kołnierzyków. Pracowników agencji marketingowych, przemysłu spotkań czy usług doradczych albo analitycznych. To ci ludzie, którzy powinni właśnie wylatywać do Tajlandii, tymczasem oni tracą pracę i muszą żyć z oszczędności, o ile w ogóle je mają.

Inna sprawa, że w Polsce wraz ze wzrostem liczby turystów wzrosną także ceny, więc i ten tydzień na Dolnym Śląsku będzie oznaczał całkiem spory wydatek. I ta oszczędność, którą miałby dać urlop w Polsce, okaże się złudna. Myślę, że to będzie dobry sezon dla polskiej branży turystycznej...

A czy zmieni się nasze podejście do turystycznego wyjazdu?

Problem w tym, że cała ideologia turystyki to bardzo egocentryczny pomysł na siebie w świecie. To znaczy: ja jadę gdzieś, a to gdzieś jest zobowiązane dać mi jak najbardziej komfortowy czas i warunki.

Drinki z palemką i obsługę na każde wezwanie.

Bo miejscowi ludzie są po to, by mi służyć, a jeśli nie pracują w turystyce, to by być krajobrazem dla moich rajskich wakacji lub scenerią moich zdjęć.

Foto: Fotorzepa, Michał Płociński

Ale przy okazji przecież zwiedzamy te wszystkie ładne miasteczka czy wodospady dookoła, coś tam poznajemy z miejscowej kultury...

Coś tam poznajemy, zostawimy trochę pieniędzy, rozniesiemy koronawirusa i po tygodniu wrócimy do siebie. I to się nie zmieni, bo jest to bardzo mocno wpisane w styl życia dzisiejszego społeczeństwa...

...Zachodu.

Nawet nie tylko – raczej globalnej klasy średniej. Np. chińska klasa średnia jest dzisiaj gigantyczna. Na Bali hotele w kalendarzach mają konkretnie zaznaczone, kiedy i skąd przyjmują turystów. Ten i ten miesiąc to wakacje w Australii, więc nastawiają się na Australijczyków, potem dłuższe święto w Chinach, więc hotel zmienia wystrój i język i przyjmuje Chińczyków. Następnie wszystko układa się pod hinduizm i krajową turystykę, bo jest lokalne święto. A potem ramadan, więc z Jawy przylatują muzułmanie.

Po prostu w dobrym tonie globalnej klasy średniej jest mieć wakacje, a w jeszcze lepszym – mieć je w jakimś ciekawym miejscu, które będzie świadczyło o tym, że i my jesteśmy ciekawymi ludźmi. Zaczynając od lajków i Instagramów, a kończąc na tym, że sami poczujemy się dobrze przy projektowaniu własnej opowieści o sobie, mogąc powiedzieć, że byliśmy tu i tam, i mamy zdjęcia jako dowód.

I rozumiem, że to się nie zmieni, bo nie zmieni się ta mieszanka aspiracji, snobizmu i indywidualizmu, która wyznacza symboliczną przynależność do klasy średniej, tak?

Plus popkultura. Dlatego nie liczyłbym na żadną zmianę – to tylko przerwa. Wszystko to powróci i będzie po staremu. Może poza jedną rzeczą, bo jest coś, co łączy turystykę i epidemię. Otóż 50 proc. każdej epidemii to emocje. I tak samo 50 proc. każdego dobrego wyjazdu zagranicznego to też są emocje – nie tylko to, co każdy z nas rzeczywiście przeżywa jako turysta, ale też to, jak projektowana jest nasza wyobraźnia przez biura podróży. I dziś dochodzi tu do pewnego zderzenia, bo główną emocją w czasie epidemii jest lęk, strach. Z czasem pewnie przeradzający się w złość, bo jest nam coraz gorzej, trudniej, nie chcemy siedzieć w domu, w pracy pojawia się niepewność.

A to są ostatnie emocje, jakie powinien odczuwać turysta.

Tak, bo turysta jedzie po to, by wypocząć, dobrze się czuć, wyleczyć swoje kompleksy, frustracje itd. Ale jeżeli rynek turystyczny będzie potrafił odpowiedzieć na emocje strachu i lęku, w jakiś sposób je pokonać, czyli pokazać, że wyjazd będzie bezpieczny, a zarazem że będzie on lekiem na pozostałe emocje związane z epidemią, wtedy turystyka może się odrodzić dużo szybciej, bo zostanie potraktowana jako ucieczka od trudnej sytuacji w domu.

Czy turystyka nie jest zawsze jakąś ucieczką?

Oczywiście. Na wakacjach częściej jeździmy na skuterach bez kasku, pijemy więcej alkoholu i zachowujemy się inaczej. Po pierwsze, nikt nas nie ocenia – jesteśmy gdzieś hen, hen, daleko. A po drugie, to okres karnawału. Antropolog by powiedział, że mamy moment wyjścia ze społeczności, czyli wpakowanie się w samolot, potem moment zagłębienia się w jakimś nowym świecie i moment powrotu. Czyli wszystkie te klasyczne rytuały przejścia.

Teraz ta ucieczka musi być jeszcze bardziej ucieczką?

Zarazem ucieczką od trudów epidemii, a równocześnie pewną pieczęcią powrotu do normalności, za którą tęsknimy. I jeśli taką opowieść uda się sprzedać, wtedy i turystyka szybko wróci do swej dawnej normalności, która wcale nie jest dobra, ale odpowiada za 10 proc. produktu globalnego brutto, czyli całej światowej gospodarki.

Ale czy istnieje jakaś inna, świadoma turystyka? Czy może tylko lubimy sobie wmawiać, że wyjazdy z plecakiem, za którymi też stoi coraz większy przemysł backpackerski, to jest coś zupełnie innego niż masowa turystyka?

To podchwytliwe pytanie, bo w ramach projektu post-turysta.pl zrobiliśmy ponad 200 szkoleń z tego, jak być świadomym turystą – od firm, przez szkoły, po domy kultury. Zatem powinienem powiedzieć: tak, mamy w Polsce armię przeszkolonych, odpowiedzialnych turystów. Tymczasem wydaje mi się, że na razie jesteśmy na etapie, gdy coraz więcej ludzi przeczuwa, że coś jest nie halo, gdy zaczyna dostrzegać problemy. Oni mają już pewną wiedzę, ale jeszcze potrzebują odwagi, by coś zmienić. Czyli coraz lepiej widzimy, że turystyka to nie jest tylko raj z ulotek biur podróży, ale to także konkretne problemy dla lokalnej społeczności. Ale jeszcze nie mamy ruchu świadomej turystyki.

Zaczniemy teraz lepiej dostrzegać te problemy czy jednak raczej o nich zapomnimy, marząc, by wróciła ta dawna normalność?

Niestety, wydaje mi się, że zapomnimy. W momentach trudnych człowiek zawsze skupia się na sobie, więc pewnie skupimy się na realizacji swoich własnych potrzeb emocjonalnych i wakacyjnych, a nie na tym, by starać się wybierać takie hotele, które nie spuszczają ścieków do oceanu.

Dr Paweł Cywiński jest orientalistą, kulturoznawcą i geografem, wykłada na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Jest współtwórcą projektu post-turysta.pl

Plus Minus
Konsumpcjonistyczny szał: Boże Narodzenie ulubionym świętem postchrześcijańskiego świata
Plus Minus
Kompas Młodej Sztuki 2024: Najlepsi artyści XIV edycji
Plus Minus
„Na czworakach”: Zatroskany narcyzm
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Plus Minus
„Ciapki”: Gnaty, ciapki i kostki
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku