Drinki z palemką i obsługę na każde wezwanie.
Bo miejscowi ludzie są po to, by mi służyć, a jeśli nie pracują w turystyce, to by być krajobrazem dla moich rajskich wakacji lub scenerią moich zdjęć.
Foto: Fotorzepa, Michał Płociński
Ale przy okazji przecież zwiedzamy te wszystkie ładne miasteczka czy wodospady dookoła, coś tam poznajemy z miejscowej kultury...
Coś tam poznajemy, zostawimy trochę pieniędzy, rozniesiemy koronawirusa i po tygodniu wrócimy do siebie. I to się nie zmieni, bo jest to bardzo mocno wpisane w styl życia dzisiejszego społeczeństwa...
...Zachodu.
Nawet nie tylko – raczej globalnej klasy średniej. Np. chińska klasa średnia jest dzisiaj gigantyczna. Na Bali hotele w kalendarzach mają konkretnie zaznaczone, kiedy i skąd przyjmują turystów. Ten i ten miesiąc to wakacje w Australii, więc nastawiają się na Australijczyków, potem dłuższe święto w Chinach, więc hotel zmienia wystrój i język i przyjmuje Chińczyków. Następnie wszystko układa się pod hinduizm i krajową turystykę, bo jest lokalne święto. A potem ramadan, więc z Jawy przylatują muzułmanie.
Po prostu w dobrym tonie globalnej klasy średniej jest mieć wakacje, a w jeszcze lepszym – mieć je w jakimś ciekawym miejscu, które będzie świadczyło o tym, że i my jesteśmy ciekawymi ludźmi. Zaczynając od lajków i Instagramów, a kończąc na tym, że sami poczujemy się dobrze przy projektowaniu własnej opowieści o sobie, mogąc powiedzieć, że byliśmy tu i tam, i mamy zdjęcia jako dowód.
I rozumiem, że to się nie zmieni, bo nie zmieni się ta mieszanka aspiracji, snobizmu i indywidualizmu, która wyznacza symboliczną przynależność do klasy średniej, tak?
Plus popkultura. Dlatego nie liczyłbym na żadną zmianę – to tylko przerwa. Wszystko to powróci i będzie po staremu. Może poza jedną rzeczą, bo jest coś, co łączy turystykę i epidemię. Otóż 50 proc. każdej epidemii to emocje. I tak samo 50 proc. każdego dobrego wyjazdu zagranicznego to też są emocje – nie tylko to, co każdy z nas rzeczywiście przeżywa jako turysta, ale też to, jak projektowana jest nasza wyobraźnia przez biura podróży. I dziś dochodzi tu do pewnego zderzenia, bo główną emocją w czasie epidemii jest lęk, strach. Z czasem pewnie przeradzający się w złość, bo jest nam coraz gorzej, trudniej, nie chcemy siedzieć w domu, w pracy pojawia się niepewność.
A to są ostatnie emocje, jakie powinien odczuwać turysta.
Tak, bo turysta jedzie po to, by wypocząć, dobrze się czuć, wyleczyć swoje kompleksy, frustracje itd. Ale jeżeli rynek turystyczny będzie potrafił odpowiedzieć na emocje strachu i lęku, w jakiś sposób je pokonać, czyli pokazać, że wyjazd będzie bezpieczny, a zarazem że będzie on lekiem na pozostałe emocje związane z epidemią, wtedy turystyka może się odrodzić dużo szybciej, bo zostanie potraktowana jako ucieczka od trudnej sytuacji w domu.
Czy turystyka nie jest zawsze jakąś ucieczką?
Oczywiście. Na wakacjach częściej jeździmy na skuterach bez kasku, pijemy więcej alkoholu i zachowujemy się inaczej. Po pierwsze, nikt nas nie ocenia – jesteśmy gdzieś hen, hen, daleko. A po drugie, to okres karnawału. Antropolog by powiedział, że mamy moment wyjścia ze społeczności, czyli wpakowanie się w samolot, potem moment zagłębienia się w jakimś nowym świecie i moment powrotu. Czyli wszystkie te klasyczne rytuały przejścia.
Teraz ta ucieczka musi być jeszcze bardziej ucieczką?
Zarazem ucieczką od trudów epidemii, a równocześnie pewną pieczęcią powrotu do normalności, za którą tęsknimy. I jeśli taką opowieść uda się sprzedać, wtedy i turystyka szybko wróci do swej dawnej normalności, która wcale nie jest dobra, ale odpowiada za 10 proc. produktu globalnego brutto, czyli całej światowej gospodarki.
Ale czy istnieje jakaś inna, świadoma turystyka? Czy może tylko lubimy sobie wmawiać, że wyjazdy z plecakiem, za którymi też stoi coraz większy przemysł backpackerski, to jest coś zupełnie innego niż masowa turystyka?
To podchwytliwe pytanie, bo w ramach projektu post-turysta.pl zrobiliśmy ponad 200 szkoleń z tego, jak być świadomym turystą – od firm, przez szkoły, po domy kultury. Zatem powinienem powiedzieć: tak, mamy w Polsce armię przeszkolonych, odpowiedzialnych turystów. Tymczasem wydaje mi się, że na razie jesteśmy na etapie, gdy coraz więcej ludzi przeczuwa, że coś jest nie halo, gdy zaczyna dostrzegać problemy. Oni mają już pewną wiedzę, ale jeszcze potrzebują odwagi, by coś zmienić. Czyli coraz lepiej widzimy, że turystyka to nie jest tylko raj z ulotek biur podróży, ale to także konkretne problemy dla lokalnej społeczności. Ale jeszcze nie mamy ruchu świadomej turystyki.
Zaczniemy teraz lepiej dostrzegać te problemy czy jednak raczej o nich zapomnimy, marząc, by wróciła ta dawna normalność?
Niestety, wydaje mi się, że zapomnimy. W momentach trudnych człowiek zawsze skupia się na sobie, więc pewnie skupimy się na realizacji swoich własnych potrzeb emocjonalnych i wakacyjnych, a nie na tym, by starać się wybierać takie hotele, które nie spuszczają ścieków do oceanu.
Dr Paweł Cywiński jest orientalistą, kulturoznawcą i geografem, wykłada na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego. Jest współtwórcą projektu post-turysta.pl