Utlenienie – zazwyczaj wada wina. Rozpuszczający się w winie tlen wchodzi w rozmaite reakcje, ale to nie korepetycje z chemii. Dość powiedzieć, że w wyniku utlenienia wino białe staje się bursztynowe, a czerwone – ceglaste. W smaku często pojawiają się nuty orzechowe, karmelowe, a mniej w nich owoców. Coś państwu to przypomina? Tak, sherry czy wina pomarańczowe są utlenione i to są te przypadki, gdy nie jest to wadą.
Mineralność – nie mam dobrych wiadomości – tego się nie da jednoznacznie opisać, aczkolwiek jest to jedno ze słów najczęściej nadużywanych przez wszystkich piszących o winie. I choć niektórzy producenci twierdzą, że ta cała mineralność to wada wina, to inni wraz z krytykami zachwycają się szorstkim, kamiennym posmakiem. Lizanie pumeksu lub kamieni w górskich strumykach dałoby wyobrażenie, o czym mówimy. Faktem jest, że dobre wina na terenach wulkanicznych (Etna, węgierskie Somlo, Wyspy Kanaryjskie) mają swój posmak, a niektóre, zwłaszcza starsze, rieslingi czuć całym przemysłem naftowym Azerbejdżanu. I nie tylko moja osoba uważa to za wielką zaletę.
Wino korkowe – jednoznaczna wada. Takie wino czuć pleśnią, ścierką, zawilgoconą piwnicą z walającymi się po niej kartonami. Aha, jeśli macie absolutnie wyjątkowego pecha, to wino korkowe trafi się państwu, nawet gdy było zakręcane zakrętką.
Brett – czyli stajnia i wszystkie jej walory zapachowe. Uwaga, w niektórych winach i w ograniczonej intensywności taki posmak nie musi być wadą i sprawką dzikich drożdży! W starym, porządnym pinot noir zapach skóry jest czymś pożądanym, a o wielkim libańskim Chateau Musar Tomasz Prange-Barczyński napisał, że czuć je koniem tuż po wygraniu Wielkiej Pardubickiej, i był to wyrafinowany komplement.