Trwa debata ekonomistów młodego pokolenia o kształcie polskiej polityki fiskalnej i reguł mających ją determinować. Opublikowany na początku października apel ekonomistów związanych z Towarzystwem Ekonomistów Polskich doczekał się rzeczowej polemiki ze strony Nikodema Szewczyka z IBS („Zadłużenie to szansa na rozwój", „Rzeczpospolita", 12.10.2020 r.). Obie strony miały potem szansę skonfrontować swoje poglądy w debacie online think tanku „Pożyczanie bez umiaru. Czy Polska wpadnie w pułapkę długów?".
Argumenty za i przeciw konstytucyjnemu limitowi długu zostały już omówione, chcę więc pchnąć dyskusję na nowe tory, wskazując na kwestie, które były na marginesie debaty. Wyjątkiem jest ciekawy głos Mikołaja Raczyńskiego („Dług to Woda", „Rzeczpospolita". 19.10.2020 r.), który chciałbym poddać krytyce.
Błędne metafory, błędne wnioski
Główny ekonomista Noble Funds TFI w nieco brawurowym stylu porównuje dług do wody, a następnie utożsamia go z ilością pieniądza w obiegu i kontynuuje wywód, używając tych określeń zamiennie. Pomijając pomniejsze techniczne nieścisłości (kreacja pieniądza przez banki komercyjne nie „zmusza" ich do zakupu obligacji państwowych; państwo mające własną walutę może ogłosić niewypłacalność itd.), tak postawienie znaku równości pomiędzy pieniądzem i długiem, jak i skupienie się tylko na długu publicznym stanowi zbyt duże uproszczenie, które prowadzi autora do błędnych wniosków i rekomendacji.
Wspomniany znak równości pomiędzy przyrostem długu i zwiększeniem ilości pieniądza skutkuje błędnym zawężeniem postrzegania procesu zwiększania podaży pieniądza niemal wyłącznie do działania państwa. O ile takie uproszczenie jest zrozumiałe z punktu widzenia walki z kryzysem, gdzie za większość kreacji pieniądza rzeczywiście odpowiadał rząd (który, wydając pieniądze m.in. w ramach tarcz antykryzysowych, wykreował ponad 100 mld zł), o tyle nie jest uprawnione jako założenie uniwersalne, prawomocne również w czasach niekryzysowych, kiedy za tworzenie nowego pieniądza odpowiadają głównie banki komercyjne. Podkreślmy: w czasach tak przed pandemią, jak i po niej, to akcja kredytowa banków, a nie państwo odpowiadało i odpowiadać będzie za zdecydowaną większość kreacji pieniądza i tym samym dostosowanie podaży do popytu nań. Analogicznie to polityka monetarna i makroostrożnościowa, a nie fiskalna, wiodła i wieść będzie prym w regulowaniu tego procesu.
Traktowanie szczególnego przypadku tegorocznej quasimonetyzacji polskiego długu jako sytuacji ogólnej jest błędem. Problemów z tym podejściem jest kilka. Skupię się na dwóch: jeden dotyczy problemów z samą polityką fiskalną, drugi – wyzwań związanych z ekonomią polityczną. Zacznijmy od tego pierwszego.