Kwestia bezpieczeństwa dzieci w szkołach to dziś dla ich dyrektorów, a także organów samorządowych, rosyjska ruletka. W miarę łatwo wprowadzić zasady bezpieczeństwa w restauracji, kinie czy nawet podczas imprezy masowej, jeżeli jej organizator podchodzi do tego sumiennie i poważnie. Chociaż 100-proc. gwarancji sterylności nigdy nie będzie. W żywiole nawet tysiąca i więcej uczniów stłoczonych w jednym miejscu zasad bezpieczeństwa po prostu zachować się nie da. Przepełnione klasy, stołówki, szatnie, korytarze, przepływ ludzi, a przy tym wszystkim maseczki, przyłbice czy środki do dezynfekcji przy wejściu to raczej ozdoba niż realne zabezpieczenie. Zresztą, czy w ogóle można takie znaleźć, zwłaszcza że nie mamy do czynienia z batalionem, a nawet pułkiem skoszarowanych żołnierzy, ale z dziećmi? Kto przynajmniej raz był na szkolnym korytarzu podczas przerwy czy w szatni, temu nie trzeba tłumaczyć.
Polska szkoła, która wybrała formułę otwartą, co jest słusznym wyborem, gdy organizacyjnie i merytorycznie nie jest gotowa na solidne nauczanie zdalne, będzie musiała stanąć z koronawirusem twarzą w twarz. I więcej będzie zależało od agresywności czy łagodności epidemii niż od środków zaradczych. Wrzesień to skok w nieznane. Czy szkole uda się przetrwać w tradycyjnej formule? Tego nikt dzisiaj nie przewidzi. Może się zdarzyć, że miotający się od początku epidemii rząd zamknie szkoły z dnia na dzień, gdy w kolejnych będą wybuchać ogniska koronawirusa. Idzie też grypa, co ułatwi mu decyzję.
Czytaj także: Koronawirus: uczeń bez maseczki ryzykuje karę
Wszyscy uczniowie, rodzice i nauczyciele stąpają po niepewnym gruncie. Dyrektorzy, nadzorcy i organy właścicielskie także, choć w innym wymiarze. Bo tak jak znaleźli się sprytni biznesmeni oferujący maseczki, zawsze znajdą się i prawnicy, którzy na epidemii zechcą zarobić. A wykazanie niedbalstwa w zabezpieczeniu sanitarnym placówki nie będzie trudne. Ta epidemiologiczna mission impossible może być poważnym zagrożeniem. Gdyby się bowiem okazało, że pozwy np. rodziców będą masowe, wiele budżetów gmin tego nie wytrzyma. Nie mówiąc już o psychice osób narażonych nie tylko na odpowiedzialność cywilną, ale i karną za zaniedbania.
Czy dla sądu szkolny chaos, który znamy od lat, będzie okolicznością łagodzącą? Jedno jest pewne: teraźniejszość edukacji rysuje się raczej w ciemniejszych barwach.