Wchodząca w życie nowelizacja kodeksu postępowania cywilnego sporo namiesza. Podniosła opłaty sądowe, więc jeśli zdymisjonowany wiceminister – i inni sędziowie wymieniani jako uczestnicy bezprzykładnej akcji hejterskiej – rzeczywiście będzie chciał pozwać media, to zapłaci więcej. No, ale przecież tak miało być, tego chciało ministerstwo.
Czytaj także: Skuteczny unik pozwanego
Tylko czy chciało też doprowadzić do sytuacji, w której od teraz aż do listopada – gdy w życie wejdzie kolejna część noweli – nie będzie można rozpocząć procesu, bo system doręczeń nie działa? Sąd już nie uzna, że pozwany jest prawidłowo powiadomiony o wytoczonym procesie, gdy nie odbierze wysłanego mu pozwu – jeśli ten był podwójnie awizowany. Dotąd dzięki temu kodeksowemu zabiegowi procesy wobec unikających odbioru pozwu można było prowadzić. Teraz już nie będzie można, przynajmniej wobec osób fizycznych.
Sądowi umknie zatem nierzetelny dłużnik, znów wydłużą się rozwody, sprawy spadkowe... Ten fatalny błąd (chcę wierzyć, że niezamierzony) przyczyni się do umocnienia rynku dłużnika w naszym kraju. Opinia publiczna koncentruje uwagę na sprawach karnych, o ciężkie zbrodnie. Tymczasem to procesy cywilne są codziennością sądów.
Przygotowywana pod skrzydłami wiceministra Piebiaka nowelizacja w ogóle jest ciekawa. Minister Ziobro i jego współpracownicy wielokrotnie twierdzili, że sądy latami odwracały się od zwykłego człowieka, a teraz sami zdają się mówić: zwykły człowieku, nie zawracaj sądom głowy, szczególnie sprawami o wartości poniżej 20 tys. zł (to w nich opłata sądowa wzrosła). Pomocna powinna być mediacja – owszem, jeśli wreszcie będzie efektywna i ludzie się do niej przekonają lub znajdzie się jakiś dobry przykład. Ale do mediacji trzeba dwojga: gdy jedna strona nie ma na nią ochoty, sądu się nie uniknie.