Zaraz po wyroku przyznającym racje prezydentowi i Sejmowi w sporze kompetencyjnym ośmiu sędziów SN i TK w stanie spoczynku, w tym kilku prezesów, wydało bezprecedensowe oświadczenie, że decydują się losy demokratycznego państwa prawa. W najbliższych dniach jedno z fundamentalnych praw obywatelskich - prawo wyborcze przywrócone w 1989 r., może przejść do historii, a Polska powróci do epoki PRL. Sąd Najwyższy jest w stanie powstrzymać to niebezpieczeństwo, polegające na tym, że o ważności nadchodzących wyborów orzekać będzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, złożona z sędziów wyłonionych przez KRS wybraną w lwiej części przez pisowską większość - napisali owi prawnicy.

Oba te orzeczenia rzeczywiście nasuwają pytania co dalej z wojną na szczytach Temidy. Tak się składa, że niemal w tej samej chwili (różnica może dwóch godzin) pierwsza prezes SN prof. Małgorzata Gersdorf opublikowała w związku z pojawiającymi się zarzutami, że oddaje pole „dobrej zmianie" i wywiesza biała flagę oświadczenie, które jest z dużej kontrze do apelu owych ośmiu utytułowanych sędziów, jednocześnie rysuje prawdopodobny przebieg zdarzeń w SN i sądownictwie.

- Autorzy tych apeli - pisze prezes Gerdorf, nie odnosząc się wprost do owej ósemki, domagają się pilnego rozpoznania grupy pozwów wniesionych do Izby Pracy SN o ustalenia, że część nowych sędziów SN nie jest sędziami, wierząc zapewne że odwróci to bieg zmian ustrojowych i spowoduje, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie będzie rozpoznawać protestów wyborczych i stwierdzać ważności najbliższych wyborów. - Czy chcemy SN w którym prezes wskazuje sprawy, które mają być rozpoznawane poza kolejnością i ma wpływać by sędziowie wydawali orzeczenia zgodne z oczekiwaniami, w dodatku może poza granicami prawnych możliwości - pyta I prezes SN.

Odnosząc się zaś do nieprzeprowadzonych wyborów kandydatów na I prezesa SN na następną kadencję, która rozpoczyna się 1 maja prof. Gersdorf wskazała, że kierowała się troską o życie i zdrowie pracowników SN, a i tak do udziału w zgromadzeniu uczestniczyliby nowi sędziowie SN więc praktycznie pewne jest, że przedstawiłoby ono kandydata "odpowiadającego oczekiwaniom prezydenta". Oczywiście I prezes nie szczędzi krytyki dla pisowskich zmian w sądach, ale przestrzega owych suflerów przed podobnymi zachowaniami.

W tej sytuacji zmiana I prezesa SN jest kwestią najbliższych dwóch, trzech tygodni, i chociaż spór prawny (i polityczny) nadal będzie się toczył (nawet sędziowie z nominacji PiS podzielili się w ostatnich wyrokach), a Komisja Europejska we wtorek podtrzymała, że będzie monitorować kwestie praworządności w Polsce, to SN, gdzie nowych sędziów będzie przybywać, przestaje być bastionem oporu, zresztą wiele razy zapewniał, że nim nie jest. A stanowisko SN miało i nadal ma duże znaczenie w sądownictwie.