Cała ta historia modelowo obnaża patologie naszego systemu resocjalizacji. Potwierdza tezę, że mali przestępcy, pozbawieni realnego oddziaływania programów, które mają ich przywrócić społeczeństwu, w kontakcie z innymi więźniami i w warunkach izolacji stają się jeszcze gorszymi przestępcami. Dane są porażające: obecnie aż 40 proc. skazanych po odbyciu kary wraca do więziennych cel.
Nożownik z Gdańska trafił do celi za rozboje i napady. W 2014 r. został skazany na pięć i pół roku więzienia za napady na trzy banki. Przyznał się wtedy do winy, ale skruchy nie wyraził.
O historii jego pobytu w zakładzie karnym wiadomo na razie niewiele. Alarmują jednak ogólne informacje, że ujawniły się u niego problemy psychiczne, które miał wcześniej, oraz że był izolowany od innych skazanych z powodu gróźb. Nie trafił on jednak nigdy na leczenie w zakładzie zamkniętym.
Zawodny okazał się też program przygotowania do życia na wolności, który przechodzą więźniowie na pół roku przed wyjściem z zakładu karnego. Wyszedł więzienia jeszcze gorszy, co pokazuje tragedia do jakiej doprowadził, działając z zimną bezwzględnością.
Warto się dowiedzieć, jakie wnioski wypływały z analizy kryminologicznej, a przede wszystkich psychologicznej skazanego, które mogły przecież zaprowadzić go zamiast na scenę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku do zakładu psychiatrycznego.