W piątek po południu światło dzienne ujrzał poselski (jak to zwykle w kontrowersyjnej sprawie) projekt nowelizacji procedury wykroczeniowej, który uchyla dotychczasowy przepis pozwalający obywatelowi odmówić przyjęcia mandatu karnego. Teraz miałoby być inaczej: mandat trzeba zapłacić, a potem można wnieść do sądu o jego anulowanie.
Czytaj także:
PiS chce zabrać ludziom prawo do odmowy przyjęcia mandatu
Pokrętne, a momentami wręcz wprawiające w osłupienie, jest uzasadnienie tej zmiany. Jak czytamy w oficjalnym dokumencie, karany mandatem obywatel często jest impulsywny i odmawia przyjęcia kary w sposób nieprzemyślany, co powoduje, że policja musi wykonać wiele czynności by wnieść do sądu wniosek o ukaranie. Wiemy więc już, jak władza ocenia obywateli. Nie jest to raczej komplement pod adresem społeczeństwa. Teraz mandatu nie będzie można odmówić wcale, bo przecież policjant jako karząca ręka państwa na pewno miał rację, gdyż większość nieprzyjętych mandatów sądy i tak utrzymywały w mocy, a odciążona od prawniczej roboty policja będzie miała więcej czasu na inne zajęcia.
A w zmianie tej chodzi o wszystkie typy wykroczeń – nie tylko te najbardziej kontrowersyjne, związane z pokojowymi protestami na ulicach miast (sądy w większości oddalały wnioski policji wobec tych, którzy odmówili przyjęcia mandatów), ale także wykroczenia drogowe, odmowa wykonania usługi czy zakłócenie ciszy nocnej. W każdej takiej sprawie policjant, czyli mówiąc po staremu Pan Władza, stanąłby ponad Trzecią Władzą. Nie pomoże to raczej odbudować i tak już nadwątlonego zaufania do tej potrzebnej formacji.