Michał Szułdrzyński: Gdzie podział się zamach stanu? Jak PiS porzuciło własne dziecko

Po hucznych konferencjach, na których grzmiano o zamachu stanu, politycy PiS nagle zamilkli. Czy to wyborcy nie dali się nabrać, czy temat był tylko chwilowym narzędziem politycznym? W Polsce coraz łatwiej rzucać poważne oskarżenia, ale co z ich konsekwencjami? Czy słowa w polityce przestały cokolwiek znaczyć?

Publikacja: 21.02.2025 10:25

Bogdan Święczkowski

Bogdan Święczkowski

Foto: PAP, Marcin Obara

Dokładnie trzy tygodnie temu, 31 stycznia, złożono jeden z, rzekomo, najważniejszych podpisów w tym roku. Silna ręka byłego szefa ABW, byłego Prokuratora Krajowego, a obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego, zwanego nie przez przypadek przez przyjaciół i wrogów Godzillą, podpisała wielostronicowe doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu stanu przez najważniejsze osoby w polskim państwie, akurat wyłącznie te, które związane z są z koalicją rządzącą. Pismo skierowane zostało do byłego podwładnego Święczkowskiego, prokuratora Michała Ostrowskiego, który ogłosił następnie, że wszczął w tej sprawie śledztwo.

PiS od razu podchwyciło opowieść o zamachu stanu

Na początku politycy PiS – jako że było to działanie polityczne wymierzone w obecną koalicję, mające podżyrować narrację opozycji – ochoczo przyłączyli się do opowieści o zamachu stanu. Poseł PiS Marcin Horała potwierdzał, że mamy do czynienia z działaniem o takim charakterze, podobnie twierdził poseł Sebastian Kaleta. Ale nie były to jakieś indywidualne wyskoki. Konferencję prasową pt. Zamach Stanu zorganizował w Sejmie rzecznik prasowy PiS Rafał Bochenek, w towarzystwie tak ważnych postaci w partii jak Zbigniew Bogucki, Marcin Przydacz czy Marcin Warchoł. Specjalną konferencję w tej sprawie zwołał też sam Jarosław Kaczyński.

Na pytania, gdzie czołgi na ulicach, gdzie politycy opozycji zamykani do więzień, z pełną powaga powtarzano, że rząd nie publikuje orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego (zupełnie jak za rządów Beaty Szydło), podważano legalność powołania Prokuratora Krajowego (bo zdjęto z tej funkcji weselnego drużbę Zbigniewa Ziobry), że rząd „przejął” media publiczne i usunął z nich takie dobro narodowe, jak ekipę Jacka Kurskiego (choć sądy zarejestrowały prawny trik, który zastosowała nowa władza, jakim było postawienie ich w stan likwidacji). Oczywiście, o każdej z tych spraw można dyskutować i wymieniać się opiniami prawnymi, kwestionować legalność itp. Ale akurat PiS, który przez osiem lat swoich rządów przejmował kolejne instytucje, by je – pardon le mot – sprostytuować, nie wygląda dziś zbyt poważnie w roli stróża praworządności.

Czytaj więcej

Artur Bartkiewicz: Ping-pong i zamach stanu, czyli niebezpieczna gra w dwie Polski

Zapał do mówienia o zamachu stanu szybko się wypalił

Mimo to, na początku PiS zaangażował się, z zapałem godnym lepszej sprawy, w opowieści o zamachu stanu. Po kilku dniach równie szybko się z tej narracji wycofał. Zaczął mówić o innych sprawach, organizować konferencje na inne tematy. Jakże to? Czy może być coś ważniejszego, od podejrzenia próby obalenia polskiej konstytucji? Coś mającego większą powagę niż oskarżenie o dokonanie zamachu stanu?

A może po prostu w Polsce można powiedzieć zupełnie wszystko i nie ponieść z tego tytułu żadnych konsekwencji? Można przez tydzień opowiadać o przewrocie, zamachu stanu, a potem jakby nigdy nic zostawić ten temat i zająć się czymś innym? Bo po prostu okazało się, że wyborcy nie wierzą w to, że mamy do czynienia z zamachem stanu, więc chowamy ten wniosek do szuflady i udajemy, że nikt nic na ten temat nie mówił?

Czy w Polsce można powiedzieć wszystko bez żadnych konsekwencji?

To jednak prowadzi do strasznej dewaluacji słów. Skoro powiedzieć można wszystko, postawić dowolne oskarżenie, to słowa przestają cokolwiek w polityce znaczyć. Jeśli premier Tusk może wyjść na mównicę i oskarżyć, że PiS to rosyjscy zdrajcy, którzy przez osiem lat służyli interesom Moskwy, a potem wrócić do codziennej polityki, to znaczy, że nawet taki zarzut nic nie znaczy, jest tylko politycznym zagraniem. Jeśli Antoni Macierewicz produkuje za rządów PiS państwowy dokument, który utrzymuje, że polski prezydent Lech Kaczyński został zabity przez Rosjan i nic się dalej nie dzieje, to znaczy, że zgadzamy się na tę dewaluację. A opowieść o zamachu stanu jest niestety kolejnym potwierdzeniem tej szkodliwej tendencji.

A więc, panowie i panie z PiS, co dalej z tym zamachem stanu?

Dokładnie trzy tygodnie temu, 31 stycznia, złożono jeden z, rzekomo, najważniejszych podpisów w tym roku. Silna ręka byłego szefa ABW, byłego Prokuratora Krajowego, a obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego Bogdana Święczkowskiego, zwanego nie przez przypadek przez przyjaciół i wrogów Godzillą, podpisała wielostronicowe doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zamachu stanu przez najważniejsze osoby w polskim państwie, akurat wyłącznie te, które związane z są z koalicją rządzącą. Pismo skierowane zostało do byłego podwładnego Święczkowskiego, prokuratora Michała Ostrowskiego, który ogłosił następnie, że wszczął w tej sprawie śledztwo.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Poseł Edward Siarka i „kula w łeb”, czyli rzecz o cytowaniu poezji
Komentarze
Andrzej Łomanowski: Donald Trump zaatakował Wołodymyra Zełenskiego, po czym podkulił ogon
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Tusk nie miał wyboru w sprawie Polaków w Ukrainie
Komentarze
Donald Trump mówi językiem Kremla. Zdumiewające słowa o wojnie w Ukrainie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Trump nie rozbija NATO. Więcej, ma po stokroć rację