Jakie są pana przemyślenia na temat propozycji mieszkaniowych w ramach Nowego Ładu? Decydenci zapowiedzieli stymulowanie popytu, a przecież dziś rynek jest w nierównowadze – popyt jest silny, a deweloperzy nie nadążają z uzupełnianiem oferty...
Na pewno brak środków na wkład własny był istotnym ograniczeniem dla części społeczeństwa, uniemożliwiającym realizację potrzeb mieszkaniowych. Umożliwienie tej grupie zakupu lokalu jest więc dobrym posunięciem. Ale to oznacza zwiększenie popytu. Dziś to podaż ogranicza wielkość rynku mieszkaniowego, problemem jest kurczący się zasób gruntów i powolne procedury administracyjne, które nie pozwalają deweloperom wprowadzać wielu mieszkań na rynek.
Warto zwrócić uwagę na inne aspekty Nowego Ładu, jak przesuwanie środków z budżetów samorządów do budżetu centralnego, co może w istotny sposób mocniej ograniczyć zdolności operacyjne gmin w zakresie przygotowywania planów miejscowych czy infrastruktury towarzyszącej. To może przełożyć się na niższą podaż gruntów pod budownictwo mieszkaniowe.
Czyli nieunikniony jest dalszy wzrost cen mieszkań?
Ceny mieszkań są kształtowane przez grę popytu i podaży, a także przez koszty – a w ostatnim czasie mamy do czynienia ze wzrostem cen surowców. Ponadto Nowy Ład to zwiększenie obciążeń samozatrudnionych, co przełoży się na wzrost kosztów wykonawstwa – w budownictwie większość osób pracuje w tym trybie. Będziemy mieć więc z jednej strony stymulowany popyt, a z drugiej nienadążającą podaż i presję na koszty. Nie będzie więc innego wyjścia, jak podnosić ceny mieszkań.