Ale czy jest konkretna data? Jesień?
Nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie.
A decyzje o obostrzeniach?
Decyzje tutaj podejmuje Rządowy Zespół Zarządzania Kryzysowego, który spotyka się regularnie. I w oparciu o głos ekspertów z Rady Medycznej premier będzie podejmował stosowne decyzje.
Dlaczego organizację Szpitala Narodowego powierzono MSWiA, a nie MON i wojsku, które medycynę katastrof ćwiczy od lat na poligonach? To była kwestia polityczna?
Wojsko utworzyło dwa szpitale - na lotnisku Okęcie i przy Wojskowym Instytucie Medycznym. Szpital na Stadionie Narodowym organizowała spółka Stadion i zespół osób pracujących oraz współpracujących z Kancelarią Prezesa Rady Ministrów. Natomiast MSWiA zapewniło kadrę, która jest doświadczona w przeprowadzeniu szeregu akcji - nazwijmy to - niestandardowych. Takich, które wymagają dużej elastyczności i dużej wyobraźni. Lekarze i ratownicy medyczni związani ze szpitalem na Wołoskiej od dawna sygnalizowali nam, że w przypadku realizacji takiego projektu gotowi są do uczestnictwa i wsparcia organizacyjnego, dlatego chętnie skorzystaliśmy z tej propozycji. Nie szukajmy tu kolejnych spisków...
Rozważano, by tak jak w USA czy Włoszech te szpitale zbierały najciężej chorych?
My braliśmy pod uwagę właśnie doświadczenia włoskie. A tam wycofano się z takich pomysłów. Powodem jest fakt, że pacjenci najciężej chorzy na Covid miewają najczęściej ciężkie załamanie stanu zdrowia, a mając choroby współistniejące, często potrzebują interwencji lekarzy innych specjalizacji. W szpitalach tymczasowych nigdy nie stworzy się tylu zespołów lekarzy różnych specjalności, aby udzielić odpowiedniej pomocy pacjentowi, który na przykład ma rozległy zawał serca czy inne nagłe pogorszenie się stanu zdrowia. W szpitalu stacjonarnym, który jest przygotowany przez lata, ma świetnie wyposażone sale operacyjne i zespoły lekarzy różnych specjalności, którzy mogą w takich sytuacjach udzielić pomocy od razu, pacjent zawsze będzie miał większe szanse na przeżycie. Dlatego nigdy u nas nie było założenia, by najciężej chorych kierować do szpitali tymczasowych. Zakładaliśmy, że są szpitale dla osób, które wymagają hospitalizacji, ale przechodzą Covid w stopniu średnim lub średnio ciężkim. Oczywiście jest w każdym takim szpitalu OIOM, na którym są łóżka z respiratorami, żeby w sytuacji pogorszenia można było pacjenta zaintubować i udzielić pomocy na OIOM-ie. Ale jak stan takiego pacjenta pogarsza się, trzeba go przewieźć do szpitala stacjonarnego.
W tej chwili nasze szpitale są skoncentrowane na Covid i prawie w ogóle nie leczą pacjentów z innymi chorobami. Czy nie lepiej było „skoszarować” chorych na Covid w odrębnych miejscach? To opinie i analizy specjalistów, tęgich głów, którzy mówią o czwartej fali - zaniedbanych chorych niecovidowych.
Równie tęgie głowy dawały wytyczne, kogo leczyć w szpitalach covidowych, a kogo tam nie leczyć. Takie wytyczne dała również Rada Medyczna przy premierze w momencie organizowania szpitala na Stadionie Narodowym. Wtedy też stworzyliśmy podręcznik, jak budować takie szpitale. Został on rozesłany do wszystkich wojewodów, pod auspicjami których powstawały kolejne szpitale tymczasowe. Zostały wtedy również stworzone wytyczne, kogo przyjmować do tych szpitali i one również zostały zaakceptowane przez Radę Medyczną. To kolejna kategoria trudnych decyzji, które podejmuje się w pandemii.
W mediach jest wiele informacji, że są ludzie, którzy dostają szczepienia poza systemem albo dzięki nielegalnym skierowaniom. Czy należy tę kwestię jakoś rozwiązać?
Dzielą nas już naprawdę tygodnie od chwili, kiedy wszyscy będą mieli wystawione skierowania. Polska jest 38-milionowym krajem, w którym w tej chwili funkcjonuje już blisko 7 tys. punktów szczepień. Ze statystyk wynika, że zawsze pojawiają się cwaniacy albo ludzie nieuczciwi, którzy omijają system. Teraz mamy wybór: albo skupić się na ściganiu nieuczciwych, zarówno po stronie lekarzy wystawiających skierowania osobom nieuprawnionym, jak i po stronie pacjentów, którzy chcą z tego skorzystać. Albo skupić się na zaszczepieniu jak największej liczby Polaków, licząc, że lekarze i pacjenci będą przestrzegali przepisów. Wybraliśmy to drugie rozwiązanie, ponieważ w tej chwili najważniejsze jest zaszczepienie jak największej części populacji.
Ten program szczepień będzie działał permanentnie? I Pan też będzie się tym stale zajmował? Na przykład, jeśli będą potrzebne kolejne dawki, trzecie, czwarte i tak dalej.
Jestem zawsze do dyspozycji premiera Mateusza Morawieckiego, stworzyliśmy ze współpracownikami z rządu program, który działa, który zapewni bezpieczeństwo Polkom i Polakom. Ale wiadomo, nic nie trwa wiecznie...
A więc – do wyborów?
Mówiąc serio, uważam, że to się skończy wraz z tym, jak szczepionek będzie na tyle dużo, żeby dostęp do nich nie stanowił problemu. Ten program miał służyć temu, aby w sytuacji, w której mamy ograniczony dostęp do szczepionek, Polacy mieli równe szanse na otrzymanie szczepienia niezależnie od tego, w jakim są wieku, jakiej są płci i w którym miejscu w Polsce żyją. Bo można sobie wyobrazić, że nie robimy żadnego programu - szczepionki by przyjechały i zostały rozwiezione po szpitalach, przychodniach i każdy by sobie szczepił kogo chce. Jeden swoich znajomych, inny wyłącznie swoich pacjentów, itd. W dużych miastach szczepionek byłoby bez liku, a z kolei w małych miejscowościach, gdzieś na krańcach Polski, nie byłoby ich wcale. Bo nikomu by się nie opłacało ich tam przywozić, skoro szczepienia pacjenta to 61 zł. Naszym zadaniem było stworzenie systemu, który da równe szanse na szczepienie wszystkim ludziom i wprowadzić zasady przy założeniu, że mamy bardzo ograniczoną liczbę preparatu. W momencie, gdy ta szczepionka stanie się tak dostępna, jak inne, system nie będzie musiał już funkcjonować. Będzie to działać na takich zasadach, jak ze szczepieniami na grypę.
Widzi pan siebie na miejscu ministra zdrowia?
Absolutnie nie – w tym resorcie potrzebne są wyjątkowe kompetencje, których ja nie posiadam. Podziwiam Adama Niedzielskiego i każdą osobę, która się decyduje na kierowanie tym ministerstwem. Jest to olbrzymie wyzwanie i masa niewdzięcznej pracy. Z jednej strony podziwiam, a z drugiej strony współczuję każdemu, kto musi się z tym mierzyć.
A po „nocy cudów" z 31 marca na 1 kwietnia jest konflikt między panem a ministrem Niedzielskim?
Nie. Jeżeli pojawiają się jakieś nieporozumienia, to sobie je na bieżąco wyjaśniamy. Każdy ma swój odcinek pracy i po prostu współpracujemy. Uważam, że minister Niedzielski jest niezwykłym menedżerem i politykiem. Ja muszę wykorzystywać do realizacji mojego zadania, czyli Narodowego Programu Szczepień, różne zasoby – duża część z nich podlega pod inne ministerstwa. I najwięcej, oczywiście, tych zasobów należy na do zarządu Ministerstwa Zdrowia. Znam bardzo wielu polityków, żeby nie powiedzieć większość polityków, którzy będąc w sytuacji ministra zdrowia po trzecim dniu by się unieśli ambicją. Natomiast Adam Niedzielski jest nastawiony na realizację projektów, jest prawdziwym państwowcem. Dzięki temu nasza współpraca układa się dobrze.
A jak będzie z paszportem covidowym?
Według mnie dopóki nie ma powszechnego dostępu do szczepionki, w ogóle nie ma takiej dyskusji. To byłoby rzeczywiście bardzo niesprawiedliwe. Dlatego że dzisiaj tylko wybrani cały czas mają dostęp do szczepienia. Natomiast co do samego pomysłu, są w tej sprawie różne opinie i według mojej wiedzy nie ma jeszcze rozstrzygnięcia. Toczy się rozmowa na forum Unii Europejskiej, a my w tej dyskusji uczestniczymy.
A śledzi pan na Twitterze wojny w Zjednoczonej Prawicy?
Burza w szklance wody. Liderem prawicy jest i będzie Jarosław Kaczyński, zaś Mateusz Morawiecki jest premierem, który już niedługo przedstawi plan rozwoju Polski.
Nie podobają mi się wycieczki ad personam. Niech każdy skupi się na swojej pracy, bo mamy wiele zadań do realizacji. Praca polega na realizacji konkretnych projektów i rozwiązywaniu realnych problemów Polaków, a nie dyskusjach na Twitterze i organizowaniu konferencji prasowych. Wierzę w mądrość moich kolegów z koalicyjnych partii.
Ponadto jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że mam konkretne zadanie do zrealizowania i skupiam się 85 proc. na Narodowym Programie Szczepień. Pozostałe 15 proc. czasu to prowadzenie KPRM i Dolny Śląsk.