Zamknięcie tego sporu jest teraz więc jego osobistym sukcesem, chyba największym tej rangi od początku jego urzędowania. Oczywiście, tak skoordynowana akcja: specjalne posiedzenie Sejmu, ekspresowe tempo prac w parlamencie i współpraca z prezydentem, wspólna konferencja z premierem Izraela, nie tylko wymagała zgody Jarosława Kaczyńskiego, ale też dużej pracy na zapleczu obozu rządzącego. Ale zasługa idzie na konto premiera, któremu udało się całą operację przeforsować.
Czytaj więcej:
Prezydent podpisał nowelizację ustawy o IPN
Pokazuje to, jak silną pozycję zbudował sobie Morawiecki w ciągu pół roku. Udało mu się przeciąć jeden z najboleśniejszych wrzodów, jakie niszczyły relacje Polski z innymi krajami. Wszak według części ekspertów styczniowa nowelizacja ustawy o IPN spowodowała najpoważniejszy kryzys dyplomatyczny, jakiego Polska doświadczyła po 1989 roku.
Premierowi udało się pogodzić ogień z wodą i stać się jednym z najważniejszych graczy prawicy, nie popadając w konflikt z hegemonem tego środowiska Jarosławem Kaczyńskim. Ale to dopiero początek wyzwań, jakie przed nim stoją. Morawiecki będzie się musiał bowiem uporać z prawdziwą kwadraturą koła: niezwykle podzielonym elektoratem prawicy. Spora część wyborców PiS to osoby o poglądach zdecydowanie radykalnych, którzy domagają się od zwycięskiej w 2015 roku partii zdecydowanych działań i niemal ostentacji w procesie reform. To oni byli prawdziwymi adresatami nowelizacji ustawy o IPN. To oni mają czuć się usatysfakcjonowani, oglądając codziennie programy informacyjne w TVP. To oni uważają, że narodowa duma wymaga konfliktu z Brukselą, Berlinem, Moskwą, Waszyngtonem i Tel Awiwem. Bez tego twardego elektoratu PiS nie przetrwałby ośmiu lat w opozycji do Platformy.