Rząd niemiecki ogłosił, że na walkę z pandemią zaciągnie nowy dług wart 356 mld euro. Polski pakiet rządowy nazwany „Tarczą antykryzysową” jest nieadekwatny do sytuacji, za mały, źle skalibrowany, brakuje w nim wielu prostych i skutecznych instrumentów poprawy płynności, jak choćby: dostęp do rachunków VAT przy podzielonej płatności, czy moratoria na zobowiązania publiczno-prawne.
Dużo propagandy
Pakiet ma też rażące zadęcie propagandowe, co doskonale widać przy rozłożeniu na części składowe pakietu opiewającego na 212 mld zł, gdzie:
• 70 mld zł przypada na banki ze środków uwolnionych przez NBP (40 mld zł z obniżenia rezerw obowiązkowych plus 30 mld zł z operacji repo). Co nadpłynne banki zrobią z tymi pieniędzmi? Kupią obligacje rządowe, a nie rzucą się na uruchomienie akcji kredytowej, od czego musiałyby zapłacić podatek bankowy, który w pakiecie rządowym pozostał nietknięty. Rząd mocno akcentuje współpracę w bankiem centralnym przy programie osłonowym dla gospodarki. Warto więc poświęcić jej kilka słów.
• Preferencyjny kredyt wekslowy dla banków zapowiadany przez NBP, który ma być czymś w rodzaju TLTROs, czyli udostępnienia bankom płynności na preferencyjnych warunkach, pod warunkiem przeznaczenia jej na dedykowane kredyty dla przedsiębiorstw, mógłby być skuteczny tylko wtedy, gdyby kredyt wekslowy był udzielany na warunkach lepszych niż przy pozyskaniu przez banki bazy depozytowej. Musiałby więc być oprocentowany nie na 1,10 proc., ale poniżej 0,76 proc., bo tyle wynosi dziś oprocentowanie depozytów w naszych bankach. A banki mają tych depozytów nadmiar (relacja kredytów do depozytów wynosi 93,7 proc. i jest najniższa od lipca 2007 r.). Oczywiście na kredyty konsumpcyjne lub inwestycyjne musiałby też być odpowiednio wyższy popyt, o co teraz niełatwo.
• Jest też trudna kwestia polskiej wersji QE, czyli skup obligacji rządowych przez NBP z rynku wtórnego. Przy wielkich potrzebach płynnościowych ze strony TFI, gdzie trwają masowe umorzenia, NBP wybrał na inauguracyjnej aukcji do skupu serie obligacji, które znajdowały się głównie w portfelach państwowych banków. A i te nie chciały sprzedać po cenie 100 tylu obligacji, ile chciał skupić bank centralny. Przy zgłaszanym 10 mld zł popycie podaż niewiele przekroczyła 3 mld zł, z czego NBP zaakceptował ostatecznie 2,6 mld zł. Być może wynika to z tego, że za sprzedane obligacje banki muszą płacić podatek (4,4 gr od każdego złotego), z czego zwalnia tylko zakup nowych obligacji. Ale program nowych emisji nie został jeszcze zaktualizowany. Rynek nie wie też nic o planowanych rozmiarach QE. Nie znany jest harmonogram aukcji. Nie wygląda to na nadmiar profesjonalizmu.