– Rekonstrukcja rządu ma charakter bardziej strukturalny niż personalny – mówił w środę premier Mateusz Morawiecki, przedstawiając swój nowy gabinet. Przekonywał, że celem tych zmian ma być poprawa efektywności działań rządu, usprawnienie procesów decyzyjnych i organizacyjnych po to, byśmy mogli jak najlepiej odpowiadać na wyzwania związane z kryzysem gospodarczym.
Czytaj także: Jedną ręką rząd daje firmom ulgi, drugą podnosi podatki
I rzeczywiście, ze słów premiera i wcześniejszych doniesień medialnych wynika, że przetasowania w resortach gospodarczych mają być dosyć spore. Zlikwidowane zostać mają takie ministerstwa jak: cyfryzacji, gospodarki morskiej, środowiska (po połączeniu z resortem klimatu) oraz funduszy i polityki regionalnej. A kompetencje resortu rozwoju, na czele którego ma stanąć wicepremier Jarosław Gowin (zamiast Jadwigi Emilewicz), mają zostać wzmocnione o obszar pracy i technologii.
Organizacje biznesowe takie zmiany oceniają całkiem nieźle, ale jak to zwykle bywa – diabeł tkwi w szczegółach. – Mniejsza liczba ministerstw to dobre rozwiązanie – komentuje Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC. – Im jest ich mniej, tym mniejsze ryzyko tzw. Polski silosowej, braku współpracy i spójności działań rządu. Pytanie, czy to wpłynie też na zmianę polityki gospodarczej? Takich zmian oczekiwalibyśmy najbardziej, bo polityka wzrostu obciążeń fiskalnych dla przedsiębiorców w okresie kryzysowym jest bardzo złym pomysłem – wyjaśnia.
– Konsolidację ministerstw trzeba ocenić pozytywnie – mówi też Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP. – Z drugiej strony trudno ocenić, czy to efekt poważanych analiz i reform, które rzeczywiście doprowadzą do wzrostu efektywności, czy może raczej politycznych roszad w ramach koalicji. Obawiam się, że chodzi o to drugie – dodaje Dudek.