Na skutek amerykańskich sankcji zachodnie firmy po kolei wycofują się ze współpracy z Gazpromem. Pomimo to Rosjanie przystąpili do dokończenia opóźnionej o ponad rok inwestycji. Na placu boju pozostały już tylko rosyjskie statki. Obłożona sankcjami barka kotwiczna „Fortuna" rozpoczęła układanie ostatnich 150 km w duńskich wodach.
Jednak to, czy gazociąg rzeczywiście zostanie uruchomiony, wciąż nie jest pewne. Siergiej Pikin, dyrektor rosyjskiego Funduszu Rozwoju Energetyki, uważa, że w przypadku wstrzymania realizacji projektu Gazprom i jego europejscy partnerzy będą musieli pogodzić się z „utopieniem" w Bałtyku około 5 mld euro, które już zainwestowali w gazociąg.
– Ale znacznie ważniejszy jest utracony przyszły zysk z długoterminowych kontraktów, równy dziesiątkom miliardów dolarów, które rosyjski monopolista (Gazprom – red.) może w przyszłości otrzymać przy wykorzystaniu pełnej mocy Nord Stream 2 (55 mld m sześc.) – dodaje w rozmowie z agencją RIA Nowosti Konstantin Simonow, dyrektor Funduszu Bezpieczeństwa Energetycznego w Moskwie.
Ekspert podkreśla, że zysk z projektu może sięgnąć 10 mld dol. rocznie, czyli dwa razy więcej niż koszty inwestycyjne i operacyjne ponoszone przez Gazprom.
Na zyski liczą też Niemcy, których dwa koncerny – Wintershell i Uniper – współfinansują projekt pożyczkami po 950 mln euro każdy. W wypadku Niemiec zyski ma dać rosyjski gaz kupowany tanio i odsprzedawany na rynkowych zasadach innym krajom. Same Niemcy mogą wykorzystać 30–50 proc. mocy gazociągu, czyli 30–50 mld m sześc. gazu. Reszta trafi na wolny rynek, czyniąc z RFN największy hub gazowy w UE.