Pani Marta cieszyła się z gładkiego czoła dwa dni. A ściślej z obietnicy wyprasowania zmarszczek, bo zanim botoks wstrzyknięty jej przez kosmetyczkę miał szansę zadziałać, rozwinęła się infekcja. – Myślałam, że to siniak i do lekarza poszłam dopiero, kiedy czoło zaczęło mi ropieć. Skończyło się brzydką blizną – opowiada.
Ofiar źle przeprowadzonych zabiegów medycyny estetycznej jest coraz więcej. – Ostatnio regularnie trafiają do mnie pacjentki z powikłaniami po botoksie czy wstrzyknięciu kwasu hialuronowego – mówi dr Anna Pura-Rynasiewicz, specjalista dermatolog. – Kosmetyczki nie znają anatomii i często kwas hialuronowy zamiast, na przykład, znajdować się w bruzdach nosowo-wargowych migruje do policzka i pod oko. Podany w nieodpowiedni sposób i w nieodpowiednie miejsce może nie tylko się przemieszczać, ale też spowodować zator naczynia krwionośnego, a co za tym idzie, martwicę skóry w tej okolicy, a nawet ślepotę, jeśli zatkana zostanie tętnica doprowadzająca krew do gałki ocznej.
W Klinice Dermatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi leży stale po kilku pacjentów z powikłaniami po zabiegach kosmetycznych. – Najczęstsze są ropnie, np. na ustach, infekcje skóry: czyraki i liszajec, martwicą tkanek i zakażenia wirusem HIV lub HCV – mówi prof. Andrzej Kaszuba, kierownik kliniki.
Prof. Witold Owczarek, kierownik Kliniki Dermatologii Wojskowego Instytutu Medycznego, leczył pacjentkę, która po wstrzyknięciu botoksu nabawiła się głębokiej infekcji bakteryjnej fałdów nosowo-wargowych. Wypełniacz wstrzykiwała jej kosmetyczka.
– Tymczasem granicę skórno-naskórkową może przekroczyć jedynie lekarz lub pielęgniarka, mający odpowiednią wiedzę w zakresie anatomii, fizjologii i zakażeń. Mam pacjentki, które uczestniczyły w „botox party", gdzie wypełniacz wstrzykiwano jedną igłą – mówi prof. Kaszuba. Przez pięć lat jako konsultant krajowy dermatologii i wiceprezes Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego walczył o zakaz naruszania powłok skórnych przez osoby bez wykształcenia medycznego. Bezskutecznie.