Duże regionalne zróżnicowanie płac pokazuje też opracowanie przygotowane przez PKO BP. Eksperci banku przyjrzeli się szczegółowej strukturze wynagrodzeń we wszystkich powiatach i policzyli, jakie są zarobki grupy 25 proc. najsłabiej opłacanych pracowników. Okazało się, że tylko w ok. 100 powiatach grupa ta zarabia powyżej 2600 zł brutto (czyli powyżej przyszłorocznej płacy minimalnej), za to w pozostałych ok. 280 – mniej niż 2600 zł.
Czytaj także: „Płaca minimalna to nie zabawka”. Będą zwolnienia i wzrost szarej strefy
PKO BP podsumowuje, że tak duże zróżnicowanie zarobków oznacza, że wyraźne podwyżki minimum płacowego od stycznia 2020 r. mogą wywołać rewolucję na regionalnych rynkach pracy, gdyż obejmą znaczący odsetek lokalnych pracowników. Te podwyżki to efekt wzrostu płacy minimalnej aż o 15,6 proc., z 2250 zł w 2019 r. do 2600 zł. Tak postanowił rząd PiS, a prezes Jarosław Kaczyński zapowiedział, że płacowe minimum w ciągu trzech lat ma wzrosnąć nawet do 4 tys. zł.
Podwyżka czy zwolnienie
Jednocześnie może to oznaczać zmiany na regionalnej mapie wynagrodzeń i lekkie zmniejszenie różnic w poziomie zarobków w metropoliach i na prowincji. – Tam gdzie dziś płace są najniższe, można spodziewać się większych podwyżek – przyznaje Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Różne badania potwierdzają, że istotną cechą polskiego rynku pracy jest duże zróżnicowanie płac w zależności od branży czy lokalizacji firmy. Tak duży wzrost płacy minimalnej będzie więc najbardziej odczuwalny w powiatach poza wielkimi ośrodkami i w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji – dodaje Kubisiak.
Ekonomiści podkreślają, że zmiany w strukturze wynagrodzeń są możliwe, jednak wiele zależy też od tego, jak zachowają się pracodawcy. – Jeśli strategią firmy w odpowiedzi na wzrost płacy minimalnej będą zwolnienia, to owszem, słabiej opłacani pracownicy sporo zyskają, ale tylko ci, którzy utrzymają pracę – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska.
Różne strategie firm
Skąd te zwolnienia? – Podniesienie minimalnego wynagrodzenia o 15,6 proc. to decyzja administracyjna i oznacza dla sporej części firm skokowy, niewynikający z warunków rynkowych, wzrost kosztów pracy – wyjaśnia Monika Fedorczuk, ekspert Konfederacji Lewiatan. – Firmy muszą się do tego wzrostu jakoś dostosować, w niektórych przypadkach mogą to zrobić właśnie poprzez zwolnienia, przejście do szarej strefy albo wzrost cen świadczonych usług czy wytwarzanych produktów – zaznacza ekonomistka.