W niedawnym wywiadzie udzielonym stacji TVN 24 Donald Tusk zakreślił scenariusz pokonania PiS. Warto zastanowić się nad tym, czy – po pierwsze – ów plan jest rzeczywiście najlepszym dla opozycji sposobem odsunięcia partii Jarosława Kaczyńskiego od władzy, oraz – po drugie – czy były szef Rady Europejskiej jest w stanie wprowadzić go w życie.
Jak wygląda wspomniany scenariusz? Tusk mówił o konieczności stworzenia nowej siły, centroprawicowej dodajmy, która mogłaby w perspektywie kilku lat pokonać PiS. Nie sprecyzował jednak, czy miałaby to być całkowicie nowa formacja polityczna, czy też raczej chodziłoby o bliższą współpracę ugrupowań już istniejących, w szczególności PO i PSL. Taka nowa siła, argumentował były premier, jest jedyną zdolną do odspawania obecnie rządzących od ministerialnych stołków, bowiem zadania tego nie może wykonać wciąż rachityczna lewica.
Podobne, ale nie te same
W tej części analizy trudno nie zgodzić się z Tuskiem – poglądy większości Polaków są centroprawicowe, chadeckie, umiarkowanie konserwatywne, socjalistyczne w ekonomicznej treści i katolickie w aksjologicznej formie.
Dlatego też PiS, które w dużej mierze mieści się w tych ramach, może być pokonane tylko przez partie idące do wyborów z podobną agendą. Nie taką samą, ale właśnie podobną. Mówiąc krótko – w Polsce jeszcze długo ugrupowania chcące zlikwidować program 500+, podwyższać wiek emerytalny, wprowadzać aborcję na życzenie, walczyć z Kościołem czy legalizować małżeństwa homoseksualne lub miękkie narkotyki – nie będą miały szansy na zwycięstwo. I Tusk to trafnie diagnozuje, choć sam – jak można się domyślać – ma poglądy, które akurat byłyby bliskie zaprezentowanemu rezerwuarowi progresywnego liberalizmu. Ale Polacy, w swojej większości, są odmiennego zdania i jeśli chce się nimi rządzić, trzeba uwzględniać ich ogląd świata.
Rozumie to także Grzegorz Schetyna, który wciąż trzyma Platformę na „konserwatywnej kotwicy", o której kilka lat temu wspomniał w wywiadzie przeprowadzonym przeze mnie dla tygodnika „Do Rzeczy". I Władysław Kosiniak-Kamysz, który w porę zorientował się, że pozostawanie w formule jednego obozu zjednoczonej opozycji, wraz z SLD, Nowoczesną czy Inicjatywą Polską, odsuwa jego stronnictwo od jego naturalnych wyborców. Wie to zresztą każdy, kto uważnie czyta badania opinii publicznej i zna jej zapatrywania na sprawy społeczne i gospodarcze.