Dowódca ostrawskiej GP-R, wyspecjalizowanej jednostki straży pożarnej do ratowania ludzi spod gruzów, powiedział, że ani on, ani jego koledzy nigdy nie widzieli zniszczeń na taką skalę. Niektóre domy zostały wręcz zrównane z ziemią.
- Takie sceny widzieliśmy w filmach z Azji czy Ameryki, gdzie są domy o konstrukcji drewnianej. Tu są murowane domy, a zawaliły się dachy, zawaliły się ściany i całe części domów. Po raz pierwszy wiedzieliśmy coś takiego, wywołanego przez wiatr - mówił Jiří Němčík w wywiadzie dla czeskiej telewizji.
Strażacy z GP-R przybyli do zniszczonych przez tornada miejscowości w nocy z czwartku na piątek. Nie musieli nikogo ratować spod gruzów, gdyż według miejscowych strażaków, którzy na miejscu koordynowali akcję ratunkową, nikogo nie brakowało.
- Chodziliśmy po ulicach od rana i ocenialiśmy, czy osoby wracające do swoich domów mogą bezpiecznie wchodzić do budynków - tłumaczył Němčík. Strażacy z GP-R pomagali natomiast w zabezpieczaniu zniszczonych przez tornado obiektów. Bierze w tym udział około 1,5 tys. strażaków, zarówno zawodowych, jak i ochotników. Na miejsce mają też przybyć dodatkowo żołnierze.
Kilka tysięcy budynków, uszkodzonych przez czwartkowe tornado w rejonie miast Hodonín i Brzecław, będzie poddawanych ocenie, by zdecydować, czy nadają się do naprawy, czy muszą być przeznaczone do rozbiórki. - Nie mam jeszcze konkretnych liczb. Można jednak przypuszczać, że będą ich setki - powiedział Jan Grolich, zarządzający krajem południowomorawskim. - Mam oszacowanie z Mikulčic, gdzie do rozbiórki powinno być około 300 domów - dodał.