Nie było dla mnie specjalnym zaskoczeniem publiczne ujawnienie przez prezydenta Andrzeja Dudę głębokiego konfliktu z Antonim Macierewiczem, ministrem obrony narodowej, bo tak należy interpretować decyzję prezydenta o braku nominacji generalskich w dniu Święta Wojska Polskiego. Nie było, gdyż wcześniej nastąpiły dwa weta prezydenckie, dotyczące ustaw, których celem było podporządkowanie sądów i sędziów władzy politycznej. Te bardzo mnie zaskoczyły, a zarazem ucieszyły.
Prezydent nie dorósł do swojej roli
Andrzeja Dudy nie znam osobiście. Jest ode mnie młodszy o pokolenie i zaczynał polityczną karierę, gdy mnie już w polityce nie było. Oceniając go, nie mogłem odwoływać się do osobistych doświadczeń, jak jest w przypadku polityków nadających ton polskiej polityce w pierwszej dekadzie wolnej Polski. Podstawą mojej oceny były wyłącznie czyny prezydenta Andrzeja Dudy, bo nie wiedziałem, co dzieje się za kulisami obozu władzy.
Czyny prezydenta składały się na spójny obraz polityka niesamodzielnego i całkowicie podporządkowanego Jarosławowi Kaczyńskiemu. Tak było od samego początku: od ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i towarzyszy, niezaprzysiężenia prawidłowo wybranych przez poprzedni Sejm sędziów Trybunału Konstytucyjnego i pospiesznego zaprzysiężenia nocą sędziów-dublerów. Wydawało mi się, że Andrzej Duda jest człowiekiem inteligentnym, dostrzegałem jego retoryczne talenty, ale tym bardziej irytowała mnie jego polityczna niesamodzielność, prowadząca do lekceważenia konstytucji i firmowania ustaw faktycznie zmieniających ustrój państwa. Ta postawa mogła wynikać z poczucia wdzięczności i lojalności wobec Jarosława Kaczyńskiego, który wysunął jego kandydaturę w wyborach prezydenckich, z lęku przed prezesem PiS lub z kombinacji tych czynników. Ważny był skutek. Andrzej Duda nie dorastał do roli prezydenta opisanej w konstytucji.
Urażona godność
I oto następuje ważna zmiana. Prezydent zawetował dwie ustawy o fundamentalnym znaczeniu dla obozu władzy.
Jest dla mnie oczywiste, że prezydent Duda nie zdecydowałby się na weta, gdyby nie czuł nacisku ulicy. Zarazem ten nacisk dodawał mu siły w podjęciu trudnej decyzji o przeciwstawieniu się woli Jarosława Kaczyńskiego. Jestem bowiem przekonany, że mylą się ci, którzy uważają, że posunięcie prezydenta było uzgodnione z liderem PiS, który zdecydował się na taktyczny odwrót pod wpływem ulicznych protestów.