Gdy pociąg kolei transsyberyjskiej zbliżał się do kolejnej stacji, Hanna wychodziła na korytarz. Przez okno uważnie przyglądała się ludziom na peronie. Może pojawi się mój Władzio – myślała. Tą nadzieją żyła podczas podróży przez Związek Radziecki, od Brześcia po granicę z Mongolią.
Był maj 1972 r. Do Ułan Bator zaprosił ją zięć. Przekonywał, by przyleciała samolotem. Ale uparła się na pociąg. – Na każdej stacji wypatrywała Władzia. Do końca wierzyła, że on tam gdzieś żyje i na którejś stacji wsiądzie do pociągu – wspomina Kazimierz Grad, siostrzeniec Władysława.
[srodtytul]List z Kozielska[/srodtytul]
Kapitan, lekarz wojskowy Władysław Ciekot poszedł na wojnę 3 września 1939 r. Żona Hanna nie wierzyła w to, co w 1943 r. przeczytała w „Gońcu Krakowskim”. Niemcy opublikowali tam wtedy nazwiska osób, które Rosjanie rozstrzelali w Katyniu. Wśród nich nazwisko jej męża. Wmawiała sobie, że to niemiecka propaganda.
– Jak były kolejne fale repatriacji Polaków z ZSRR, Hanna wysyłała mojego ojca, by jechał na punkty repatriacyjne i sprawdzał listy, czy do kraju nie wraca Władzio – opowiada Grad.