Reklama
Rozwiń

Katyńska saga Władysława Ciekota

Lekarz wojskowy trafił do obozu w Kozielsku, bo nie chciał opuścić kolegów. Jego żona do 1979 r. wierzyła, że przeżył

Aktualizacja: 10.04.2010 12:18 Publikacja: 10.04.2010 03:30

Podczas ekshumacji w Lesie Katyńskim przy Władysławie Ciekocie Niemcy znaleźli wizytówkę i fragment

Podczas ekshumacji w Lesie Katyńskim przy Władysławie Ciekocie Niemcy znaleźli wizytówkę i fragment listu od żony. Na zdjęciu Kazimierz Grad ze zdjęciem wuja Władysława

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Łokaj Krzysztof Łokaj

Gdy pociąg kolei transsyberyjskiej zbliżał się do kolejnej stacji, Hanna wychodziła na korytarz. Przez okno uważnie przyglądała się ludziom na peronie. Może pojawi się mój Władzio – myślała. Tą nadzieją żyła podczas podróży przez Związek Radziecki, od Brześcia po granicę z Mongolią.

Był maj 1972 r. Do Ułan Bator zaprosił ją zięć. Przekonywał, by przyleciała samolotem. Ale uparła się na pociąg. – Na każdej stacji wypatrywała Władzia. Do końca wierzyła, że on tam gdzieś żyje i na którejś stacji wsiądzie do pociągu – wspomina Kazimierz Grad, siostrzeniec Władysława.

[srodtytul]List z Kozielska[/srodtytul]

Kapitan, lekarz wojskowy Władysław Ciekot poszedł na wojnę 3 września 1939 r. Żona Hanna nie wierzyła w to, co w 1943 r. przeczytała w „Gońcu Krakowskim”. Niemcy opublikowali tam wtedy nazwiska osób, które Rosjanie rozstrzelali w Katyniu. Wśród nich nazwisko jej męża. Wmawiała sobie, że to niemiecka propaganda.

– Jak były kolejne fale repatriacji Polaków z ZSRR, Hanna wysyłała mojego ojca, by jechał na punkty repatriacyjne i sprawdzał listy, czy do kraju nie wraca Władzio – opowiada Grad.

Pod koniec lat 50. UB wezwało na przesłuchanie siostrę Władysława Irenę. Była jedyną osobą, która dostała list z obozu w Kozielsku.

– Musieli o tym wiedzieć i dlatego wypytywali ją, czy rodzina wie, jaki los spotkał Władysława. Czy padnie słowo Katyń – dodaje Grad.

Przed wojną Ciekotowie mieszkali w Chodowie w powiecie siedleckim. Ojciec Władysława był wiejskim nauczycielem, choć nie skończył żadnej szkoły. Czytać i pisać nauczyła go matka. Założył pierwszą w regionie handlową plantację warzyw, zakładał szkoły wiejskie, koła gospodyń, kółka młodzieżowe. W 1919 r. został posłem na Sejm.

Władysław (rocznik 1907), najstarszy z ośmiorga dzieci Ciekotów, skończył gimnazjum w Siedlcach i chciał zostać lekarzem. Po dwóch latach studiów na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego rodzicom zabrakło pieniędzy na kształcenie syna. Wstąpił do Szkoły Podchorążych Centrum Wyszkolenia Sanitarnego, co pozwoliło mu ukończyć studia medyczne i jednocześnie zaliczyć służbę wojskową. W 1933 r. dostał przydział i stanowisko lekarza w 45. Pułku Strzelców Kresowych w Równem na Wołyniu.

W tym czasie w Markowej koło Łańcuta założyciel Uniwersytetów Ludowych Ignacy Solarz tworzył pierwszą w Polsce chłopską spółdzielnię zdrowia. Było to nowatorskie rozwiązanie na skalę europejską. Spółdzielnia miała nie tylko świadczyć usługi medyczne, ale i udzielać pożyczek w razie śmierci lub ciężkiej choroby członka spółdzielni i jego najbliższej rodziny.

– Chłopa nie stać było wówczas na wizyty w prywatnych gabinetach lekarskich. By mógł opłacić lekarza, musiał sprzedać krowę – tłumaczy Kazimierz Wyczarski, prezes Towarzystwa Przyjaciół Markowej.

Najtrudniej było znaleźć lekarza. Szukano go w całym kraju. Pisma słano do Ministerstwa Opieki Społecznej, Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie. Zachęcano artykułami w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”. Na próżno.

[srodtytul] Judym w Markowej[/srodtytul]

W końcu w 1937 r. zgłosił się jeden odważny, Władysław Ciekot. Mieszkańcy Markowej jeździli aż do Ministerstwa Spraw Wojskowych, by młodego lekarza urlopowało z wojska. Zrezygnował z kariery w pułku i przeniósł się na biedną podkarpacką wieś.

Z żoną Hanną, inżynier rolnictwa, zamieszkali w wiejskiej chacie. Spółdzielnia liczyła ponad 500 członków, którzy sami opłacali lekarza i utrzymywali gabinet. Postrachem wsi była gruźlica, która oznaczała śmierć.

– Władysław Ciekot nawiązał kontakt z Wydziałem Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. W Markowej powstała ruchoma kolumna poradni przeciwgruźliczej. Lwowscy lekarze przebadali 1500 dzieci z okolicy. Wszystkie chore skierowano na leczenie – opisuje Anna Kątnik, nauczycielka gimnazjum w Markowej.

– Był taki ludzki, swój, bezpośredni. Cokolwiek mam w sobie dobrego, to od niego – wspominała w 2000 r. Zofia Szylar, pielęgniarka, która z nim pracowała.

Chłopów nie stać było na państwowe sanatoria, więc Władysław Ciekot wymyślił sanatorium chłopskie, w którym chłopi wykonywali prace ogrodnicze, koszykarskie, a przy tym mieli zapewnioną opiekę zdrowotną.

Z żoną zakładali letnie dziecińce, by w okresie prac polowych wiejskie dzieci miały gdzie spędzać czas. Hanna redagowała „Kobietę Wiejską”, pierwsze w Polsce niedotowane przez nikogo pismo przeznaczone dla kobiet wsi. Porad zdrowotnych udzielał w nim Władysław Ciekot. Od kwietnia do września 1939 roku ukazało się pięć numerów.

Z Ignacym Solarzem planowali budowę ośrodka zdrowia z nowoczesnymi gabinetami lekarskimi, dentystycznymi, izbą chorych, porodówką i mieszkaniami dla pracowników.

[srodtytul]Została wizytówka[/srodtytul]

– Gdy 3 września 1939 r. odjeżdżał do wojska, żegnały go tłumy mieszkańców Markowej – opowiada Mateusz Szpytma, historyk krakowskiego IPN.

Z dostępnych dziś informacji wiadomo, że po wybuchu wojny Władysław Ciekot trafił do szpitala wojskowego w Równem na Wołyniu. W koszarach spotkał stryja. – Władek, uciekaj, bo w okolicy krąży NKWD i sporządza listę polskich oficerów, a Moskalom nie można wierzyć – ostrzegał go.

Mógł uciec, ale nie chciał opuścić kolegów oficerów, którzy potrzebowali opieki medycznej. Z nimi został wywieziony do obozu w Kozielsku. Zamordowało go NKWD 17 kwietnia 1940 r. w Katyniu. Miał 33 lata.

– Niemcy podczas ekshumacji w Lesie Katyńskim w 1943 r. odnaleźli przy nim wizytówkę i fragment listu od żony – mówi Mateusz Szpytma.

Przez lata przechowywane były w Genewie, teraz można je obejrzeć w Muzeum Katyńskim w Warszawie. Rodzina losy Władysława Ciekota poznała dopiero 50 lat po jego śmierci. – Żona do końca życia nie wiedziała, jak było naprawdę. Trudno było pytać. Nie mogła nawet wymawiać słowa „Katyń” – dodaje Szpytma.

Hanna Ciekot zmarła w 1979 r. Obok jej grobu na Powązkach stanął symboliczny nagrobek jej męża.

Gdy pociąg kolei transsyberyjskiej zbliżał się do kolejnej stacji, Hanna wychodziła na korytarz. Przez okno uważnie przyglądała się ludziom na peronie. Może pojawi się mój Władzio – myślała. Tą nadzieją żyła podczas podróży przez Związek Radziecki, od Brześcia po granicę z Mongolią.

Był maj 1972 r. Do Ułan Bator zaprosił ją zięć. Przekonywał, by przyleciała samolotem. Ale uparła się na pociąg. – Na każdej stacji wypatrywała Władzia. Do końca wierzyła, że on tam gdzieś żyje i na którejś stacji wsiądzie do pociągu – wspomina Kazimierz Grad, siostrzeniec Władysława.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku