Trudno nie zareagować, gdy słabnąca lewica podejmuje inicjatywę spotkania z premierem pisowskiego rządu dokładnie w momencie, gdy konflikt kompletnie dezorganizuje tzw. Zjednoczoną Prawicę. Jest to moment, kiedy rząd jest zagrożony klęską w głosowaniu ze strony dotychczasowej części PiS. A sprawa dotyczy niezwykle ważnej dla Polski, a także dla całej Europy decyzji o uruchomieniu wielkiego i mądrego programu ratowania gospodarki po kryzysie pandemicznym. Sam zamysł takiego rozwiązania pokazuje, jak wielką wartością jest uczestnictwo w Zjednoczonej Europie.
Opozycja znalazła się w wyjątkowo korzystnej sytuacji. Za jednym zamachem, jednocząc prodemokratycznych wyborców, mogłaby osiągnąć dwa cele: i uratować dla Polski program pomocowy, i zagrozić realnie władzy PiS. Decyzja lewicy, która samodzielnie zwróciła się do Morawieckiego o spotkanie, rzekomo troszcząc się o decyzję w sprawie programu, jest wyrazem głupoty politycznej, bo wyraża kompletny brak wyobraźni politycznej. Znamy już wyniki rzekomego porozumienia i widać najwyraźniej, że złożone Czarzastemu (lewicy) obietnice nie gwarantują niczego, nie mówiąc już o tym, że np. pieniądze przeznaczone z europejskich funduszy dla samorządów to w pełni kredyty, które –mimo niskiego oprocentowania – trzeba będzie spłacić, natomiast dla państwa i jego urzędów przeznaczono bezzwrotne pożyczki europejskie...
Owszem, w minionych latach były chwilowe efekty stworzenia wyborczych sojuszy, włącznie z przypadkiem obecnego Senatu. Ale, jak widać, to za mało dla opozycyjnych polityków lewicy. SLD przez swoje idiotyczne decyzje w 2015 roku w ogóle nie weszło do parlamentu, zjednoczenie się lewicowych partii dało im jednak zwycięstwo w ostatnich wyborach. Ale, jak widać, nawet to doświadczenie niczego nie nauczyło pana Czarzastego.
PiS pod wodzą Kaczyńskiego realizuje plan zniszczenia demokratycznego państwa i wszelkich jego instytucji oraz poddania społeczeństwa w narodowo-katolicką niewolę. To nie tylko dążenie do wszechwładzy partyjnej w państwie – to zarazem dążenie do kontrolowania przynajmniej podstawowych praw obywatelskich i tego, co ludzie myślą. Nie można o tym zapominać, biorąc pod uwagę, że inicjatywa wszechwładzy obejmuje w coraz większym stopniu instytucje kultury i kształtowania się myśli i idei. Stan demokracji i praw obywatelskich jest w tej chwili w dramatycznej sytuacji. Prawo przestało w zasadzie działać, bo urzędy państwowe kompletnie lekceważą wyroki sądowe – przykładem pan Obajtek, który zwalnia redaktorów pism lokalnych mimo obowiązującego wyroku, który mu tego zabronił. Jeszcze jeden, dwa kroki i obudzimy się bezradni wobec wszechwładzy PiS pod wodzą Kaczyńskiego. Więc okazja, jaka stworzyła się dla opozycji jako całości, była naprawdę niezwykle korzystna i mogła otworzyć drogę do zmiany sytuacji.
Problem w tym, że w opozycji generalnie panuje myślenie o polityce jako partyjnej rozgrywce. Owszem, w treści codzienności polityki taka rozgrywka jest ważnym elementem. Ale na pewno nie jedynym, nie mówiąc już o tym, że takie ograniczenie umysłowe, przejawiające się w języku, w zasadniczy sposób ogranicza wyobraźnię polityczną i społeczną. Takie myślenie nie dostrzega możliwości działania w szerszym planie, w otwartym horyzoncie wydarzeń i w horyzoncie dziejów. Zamyka na poszukiwanie nowych rozwiązań strategicznych i systemowych. W kontekście społecznym ogranicza się do badania słupków w kolejnych sondażach zwanych „wyborczymi" i prowadzi do uwiądu umysłowego. Dlatego też spotkanie i umowa „lewicy" z Morawieckim, samo podjęcie takiej inicjatywy jest błędem i wyrazem głupoty politycznej. Bo nie idzie za tym nic więcej niż chęć wybicia się na lepszą „polityczną" pozycję.