Japonia pogrążona w apatii

Po katastrofach Japończycy błyskawicznie zabierali się do odbudowy kraju. Ale nie tym razem

Publikacja: 18.03.2011 20:33

Do usuwania ruin włączyły się Siły Samoobrony, ale nawet im brakuje środków. Na zdjęciu sprzątanie m

Do usuwania ruin włączyły się Siły Samoobrony, ale nawet im brakuje środków. Na zdjęciu sprzątanie miasteczka Minamisanriku

Foto: AP

Korespondencja z Nagasaki i Tokio

"W takich czasach jak te musimy okazywać sobie współczucie i wdzięczność" – napisał na tablicy w szkole podstawowej w Sendai jeden z nauczycieli. Słowa te miały dodać otuchy uczniom, kiedy po trzęsieniu ziemi na leżący 700 metrów od brzegu budynek spadło tsunami. Na szczęście betonowa konstrukcja wytrzymała i 300 uczniów oraz okolicznych mieszkańców, którzy się tam schronili, ocalało.  Tydzień po  największej w dziejach Japonii klęsce żywiołowej uczniowie wciąż przebywają w szkole zamienionej na centrum ewakuacyjne. Mogą tu pozostać jeszcze wiele miesięcy.

Długi marsz koparek

Koparki od kilku dni wycinają przejścia w bezkresnym morzu ruin, usuwając wraki samochodów i  fragmenty zniszczonych domów. Potem będą tu mogły wjechać ciężki sprzęt i ciężarówki, które zaczną wywozić gruzy. Ale zniszczenia są tak gigantyczne, a braki paliwa tak poważne, że praca postępuje niezwykle powoli. Maszyny często stoją bezczynnie, czekając na dostawę ropy.

Tsunami wywołało nie tylko awarię w elektrowni Fukushima, ale zniszczyło też kilkanaście portów, którymi do Japonii napływały żywność i surowce. Na tereny dotknięte kataklizmem trudno się  dostać drogą lądową. Na wielu stacjach benzynowych nie ma paliwa. Po żywność i wodę wciąż czeka się w długich kolejkach. Dramatyczna sytuacja panuje w wielu centrach ewakuacyjnych, w których przebywa łącznie 350 tysięcy osób. Jest zimno, nie wystarcza jedzenia,  brakuje lekarstw.

– Chciałbym im jakoś pomóc. Ale nie ma sensu tam jechać. Każda kolejna osoba będzie tam teraz dodatkowym obciążeniem – przekonuje Masaru Watari, student uniwersytetu medycznego z Nagasaki.

Po trzęsieniu ziemi w Kobe w 1995 roku ochotnicy masowo ruszyli na pomoc. Do zrujnowanego miasta przyjechało  półtora  miliona osób, które rozdawały żywność, opiekowały się emerytami i błyskawicznie zabrały się do odbudowy. Już w pół roku po kataklizmie setki tysięcy poszkodowanych wyprowadziły się z centrów ewakuacyjnych do tymczasowych domów. Błyskawicznie odbudowa ruszyła też po drugiej wojnie światowej w Hiroszimie i Nagasaki, na które Amerykanie zrzucili bomy atomowe.

– Miałem 16 lat i pomagałem odbudowywać katolicką katedrę w Nagasaki. To bardzo pomogło mi wyjść z traumy. Dziesięć lat później zobaczyłem, że kraj szybko się rozwija, i poczułem, iż moje życie wreszcie wraca do normy – opowiada mi Yoshitoshi Fukahori, który przeżył atak atomowy w 1945 roku w Nagasaki.

Teraz,  pierwszy raz w historii, Japończycy nie mogą od razu zakasać rękawów. Nie mają paliwa, prądu, a na dodatek ciągle trwa dramatyczna walka o powstrzymanie wycieku radioaktywnego w elektrowni atomowej  Fukushima. Skala kataklizmu i walka na kilku frontach przytłoczyły władze. – Rząd moim zdaniem robił wszystko co w jego mocy. Niestety, to było i tak zdecydowanie za mało  – wzdycha Hoshi, stewardesa  w samolocie lecącym z Nagasaki na tokijskie lotnisko Haneda.

Zaciemnienie w Tokio

Mieszkańcy japońskiej stolicy są przygaszeni. Jak światła, które niedawno zalewały każdy zakątek kilkunastomilionowej metropolii. W piątek wieczorem Tokio przypominało polskie miasta w czasach PRL. Ciemności rozjaśniają wprawdzie lampy uliczne i światło padające z okien, ale zgaszono większość neonów i zrezygnowano z podświetlania budynków publicznych. Rzadziej jeżdżą pociągi, a część sklepów i biur szybciej kończy pracę. – Puszczają nas do domu po lunchu. Niektórzy dalej mieszkający pracownicy w ogóle nie muszą przyjeżdżać. To osłabia morale – skarży się Kenzo Takagawa,  który pracuje w biurowcu Bank of China w dzielnicy Chiyoda-ku.

Inaczej wygląda życie w Nagasaki, tysiąc kilometrów od japońskiej stolicy. Ulice są pełne ludzi, rozświetlone sklepy przyciągają tłumy kupujących. Chociaż na terenach dotkniętych kataklizmem obowiązują przerwy w dostawach prądu, tu elektrownie pracują pełną parą. Ale w tej części kraju obowiązuje inna częstotliwość prądu, nie da się go przesłać na dotkniętą kataklizmem wyspę Honsiu.

Wygląda to tak, jakby istniały dwie Japonie. Coraz więcej osób martwi się, czy zwycięży ta pogrążona w ciemnościach czy pławiąca się w świetle neonów i sklepowych wystaw. – Nasz dotychczasowy styl życia jest nie do utrzymania. Jesteśmy przyzwyczajeni do wygód, ale teraz trzeba będzie z części z nich zrezygnować. Nie potrzebujemy podgrzewanych desek sedesowych, automatycznie rozsuwanych drzwi w każdym sklepie i klimatyzatorów w każdym budynku – mówi student Masaru Watari.

Korespondencja z Nagasaki i Tokio

"W takich czasach jak te musimy okazywać sobie współczucie i wdzięczność" – napisał na tablicy w szkole podstawowej w Sendai jeden z nauczycieli. Słowa te miały dodać otuchy uczniom, kiedy po trzęsieniu ziemi na leżący 700 metrów od brzegu budynek spadło tsunami. Na szczęście betonowa konstrukcja wytrzymała i 300 uczniów oraz okolicznych mieszkańców, którzy się tam schronili, ocalało.  Tydzień po  największej w dziejach Japonii klęsce żywiołowej uczniowie wciąż przebywają w szkole zamienionej na centrum ewakuacyjne. Mogą tu pozostać jeszcze wiele miesięcy.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!