Zwolennicy autonomii Śląska wykorzystają ogłoszone wczoraj wyniki spisu powszechnego do ponownego nagłośnienia swoich postulatów. Ich krytycy wskazują, żeby nie przeceniać liczby osób, które w ubiegłorocznym spisie zadeklarowały się jako Ślązacy.
Osób, które jako jedyną narodowość wskazały śląską, było 362 tys. Kolejne 56 tys. oprócz podstawowej narodowości śląskiej wskazało też drugą. Następne 415 tys. wskazało najpierw polską, a jako drugą śląską. W spisie przed dziesięciu laty do śląskości przyznało się 178 tys. osób (wpisywały ją mimo braku formalnych możliwości, takie pojawiły się dopiero w ubiegłym roku).
– To sygnał dla decydentów w Warszawie. Część z nich się przestraszy i będzie udawała, że nic się nie stało, ale druga część uzna, że należy przewartościować politykę wobec regionów – komentuje szef Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik.
Prof. Zygmunt Woźniczka, historyk z UŚ, przypomina jednak, że w regionie żyją aż 4 mln ludzi.
– Ruch buduje siłę w opozycji do Polski. Deklaruje, że autonomia poprawi byt Ślązaków, ale to demagogia. Konfrontacyjny charakter RAŚ jest niebezpieczny, a Ruch nie ma pomysłu na Śląsk.