Po wyborach parlamentarnych w 2011 r. triumfowała nie tylko PO, ale także Janusz Palikot. Kontrowersyjny polityk na rok przed elekcją odszedł z partii rządzącej, zrzekł się mandatu i rozpoczął budowę nowej formacji – Ruchu Palikota. I choć początkowo niemal nikt w jego projekt nie wierzył, Palikot dopiął swego.
Na kampanię wydał kilka milionów złotych; by ją sfinansować, sprzedał nawet prywatny samolot. Objechał niemal cały kraj i przekonał do siebie wyborców. Jego formacja z wynikiem 10 proc. zajęła trzecie miejsce, za politycznymi gigantami PO i PiS.
Klęska za klęską
Ten sukces pozwolił Palikotowi wprowadzić do Sejmu 40 posłów. W większości byli to polityczni debiutanci, bez wcześniejszych związków z tworzeniem prawa czy choćby pracą w samorządzie. Przeciwnicy Palikota wskazywali, że to osoby znikąd, bez doświadczenia. Ich lider zapewniał jednak, że jego towarzysze wniosą do Sejmu nową jakość.
– To ludzie nowocześni i wierni zasadom. To jest lud Palikota. Polska ich jeszcze nie zna. Ale wkrótce pozna – zachwalał swoich posłów były polityk PO.
Szybko okazało się jednak, że ci, którzy mieli być tak wierni zasadom, nie byli wierni nawet swojemu liderowi. Pierwszy, niecałe półtora roku po objęciu mandatu, Ruch Palikota opuścił poseł Adam Kępiński. Przeszedł do SLD. Kilka miesięcy później dotychczasowe barwy porzucili kolejni – Artur Bramora, Bartłomiej Bodio, Halina Szymiec-Raczyńska i Dariusz Dziadzio.