Od pierwszych reakcji w niedzielę do poniedziałkowych komentarzy, politycy PiS powtarzają jedną mantrę: ludzi było mniej niż miało być, najwyżej 100 tys. i nic się Tuskowi nie udało. "Po drinku, na koniec średnio udanego dnia, to pewnie się i ludzie w oczach mnożą” – napisał w mediach społecznościowych Rafał Bochenek, komentując doniesienia o tym, że w kulminacyjnym momencie na ulicach Warszawy było nawet milion osób.
Czytaj więcej
W niedzielę setki tysięcy ludzi wzięło udział w Marszu Miliona Serc w centrum Warszawy. Czy marsz zorganizowany przez Donalda Tuska zmieni wynik wyborów? Zapytano o to w sondażu.
"Dramatyczna klapa frekwencyjna marszu Donalda Tuska” – zaklinał wyborców Janusz Kowalski. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek stwierdził, że „Tuskowi zera się pomyliły. Z miliona zrobiło się 10 razy mniej? To jak z pieniędzmi za czasu jego rządów”. Wtórowały mu Wiadomości TVP: „Agresja i frekwencyjna klapa” zatytułowano materiał o marszu, który pojawił się dopiero w drugiej części programu. A europoseł z Suwerennej Polski, Patryk Jaki uznał, że na marsz przyszło najwyżej 60 tys. osób.
Ile osób wzięło udział w Marszu Miliona Serc, czyli w co wierzy PiS
Dane o 100 tys. uczestników pojawiły się ok. 13.00 w niedzielę jako nieoficjalne od policji. Ta liczba spodobała się PiS, więc przy niej partia Kaczyńskiego postanowiła pozostać, choćby się waliło i paliło. Ale w poniedziałkowy poranek minister aktywów państwowych Jacek Sasin zaklinając się, że PiS w żadnym wypadku „nie rywalizował na frekwencję”, użył w Radiu Zet także zaskakującego argumentu: "Było gdzieś ok. 100 tys. uczestników". – Wczoraj Interia opublikowała dokument, zgłoszenie marszu w ratuszu. Sami organizatorzy napisali, że będzie uczestniczyło 100 tys. osób. Uwierzmy organizatorom marszu – mówił prominentny polityk PiS. A w ogóle to, jego zdaniem, porównywanie konwencji PiS do marszu opozycji, to jak „porównywanie jabłek do śliwek”.
Wobec zamieszania z arytmetyką marszową, PiS postanowiło szybko wypuścić nowy pocisk i powróciło w poniedziałek do wieku emerytalnego. – 67 to liczba hańby Donalda Tuska. Bez żadnych skrupułów podniósł Polakom wiek emerytalny do 67 lat – mówi Mateusz Morawiecki w spocie pokazywanym w mediach społecznościowych i w państwowej telewizji.