Donald Trump nie czekał w środę rano na ostateczne potwierdzenie, że uzyskał ponad 270 głosów elektorskich, co daje przepustkę do Białego Domu. Gdy okazało się, że wygrał w Georgii, Pensylwanii i Karolinie Północnej, trzech spośród siedmiu wahających się stanów, wystąpił z przemówieniem zwycięzcy w swoim sztabie w Palm Beach na Florydzie.
– Jestem przekonany, że zbudowaliśmy największy ruch wszech czasów. Czegoś podobnego nie było w historii Ameryki, a być może na świecie – oświadczył.
Zaraz potem dane z Wisconsin, kolejnego wahającego się stanu, potwierdziły, że to on będzie 47. prezydentem USA. Układ, w którym przywódca kraju przegrywa walkę o reelekcję, ale po upływie jednej kadencji znów zdobywa Biały Dom, nie był widziany w Stanach od 120 lat.
Czytaj więcej
Czy zwycięstwo Donalda Trumpa oznacza, że Polska i nasz region będą mniej bezpieczne, bo Trump sprzeda nas Putinowi? I będzie rozmawiał tylko z Orbánem? Niekoniecznie.
Ale niezwykła jest też skala tego zwycięstwa. Ostateczne dane będą znane dopiero po podliczeniu całości głosów korespondencyjnych, ale wszystko wskazuje na to, że inaczej niż w 2016 roku, kandydat republikanów pokonał swoją rywalkę, także gdy idzie o liczbę Amerykanów, którzy go poparli, a nie tylko w głosach elektorskich. W 90 proc. hrabstw, nie tylko tych czerwonych, głosujących na republikanów, ale i niebieskich, stawiających na demokratów, poparcie dla Trumpa wyraźnie wzrosło w stosunku do 2016 i 2020 roku. Masowo głosowano na niego nawet w Nowym Jorku, stolicy amerykańskiego liberalizmu. Padł „niebieski mur”, stany jak Pensylwania czy Wisconsin położone na południe od Wielkich Jezior, które tradycyjnie głosowały na demokratów.