Wybory prezydenckie w USA 2024

Walka o Biały Dom 2024 – najciekawsze informacje dotyczące kampanii, komentarze, analizy, wyniki

Dr hab. Włodzimierz Batóg: Donald Trump identyfikował zagrożenia lepiej niż Kamala Harris

Donald Trump może nie jest najmądrzejszy, ale przynajmniej jest Amerykanom znany. Nawet, jeśli plecie głupoty, to oni widzą w nim kogoś, kto lepiej wyraża ich interesy. W rzeczywistości amerykańskiej to, co mówi Trump lepiej brzmi, nawet jeśli jest faktograficznie bez sensu - mówi dr hab. Włodzimierz Batóg, profesor w Ośrodku Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego.

Publikacja: 06.11.2024 13:00

Donald Trump

Donald Trump

Foto: REUTERS/Mike Blake

Rzeczpospolita: Donald Trump wygrał w Wisconsin, a zwycięstwo w tym stanie oznacza, że kandydat republikanów zapewnił sobie głosy 276 elektorów. Dysponuje więc większością głosów elektorskich, co gwarantuje mu wybór na prezydenta USA. Można się było tego spodziewać?

Dr hab. Włodzimierz Batóg: Można było. Nie jestem zaskoczony – moim zdaniem zdecydowały kwestie gospodarcze. Podstawowym sukcesem Donalda Trumpa i jego doradców jest to, że przyjrzeli się oni sytuacji w Ameryce i lepiej zidentyfikowali zagrożenia wynikające ze słabej sytuacji gospodarczej wewnątrz kraju. Odwoływali się do tych wartości i kwestii, które Amerykanom są najbliższe. To portfel, warunki życia, wzrost zamożności, wyższe zarobki i wyższa inflacja, która te zarobki zjada, w związku z czym nie ma postępu. 

Kwestie gospodarcze były kluczowe również w stanach wahających się? Co poza nimi mogło przyczynić się do sukcesu Trumpa? 

Tam także zadecydowały kwestie gospodarcze albo – szerzej – ekonomiczne. Tyle, że w innej formie i w odniesieniu do czegoś innego. Powiedziałbym, że zadecydował lęk przed pogorszeniem się sytuacji gospodarczej i przed czymś, co – pośrednio – związane jest z gospodarką. Chodzi o lęk przed nielegalną imigracją. Cały pomysł Trumpa na kampanię polegał na tym, żeby pokazać, iż Kamala Harris nie ma pomysłu na te dwie kwestie, w związku z czym nie będzie ani lepiej, ani inaczej. Mogło być tylko gorzej.

Sukces Trumpa wynika między innymi z tego, że Harris nie potrafiła powiedzieć, na czym będzie polegała jej zmiana – co zachowa z polityki Bidena i co uważa za słuszne, a co chciałaby zmienić. Kandydatka demokratów była w tym niewiarygodna i nie potrafiła trafić do Amerykanów.

Kwestie, które zadecydowały o sukcesie Trumpa w konkretnych stanach wahających się, były różne. W Arizonie był problem nielegalnej imigracji, bo to stan graniczący z Meksykiem. Ważna była nie tyle skala tej nielegalnej migracji, co granie nastrojami mówiącymi o tym, że tych nielegalnych imigrantów jest za dużo, że oni zabierają pracę, rozprzestrzeniają się po Ameryce. Że nie wiadomo, co właściwie się z nimi dzieje i jest z nimi problem, bo z nimi związane są akty przestępczości. W Georgii zadecydowały ewidentnie wysokie koszty życia, a w Pensylwanii – kwestia wydobycia ropy naftowej. Do tego procesu zużywa się bardzo dużo wody i ma to swoje przełożenie na kwestie środowiskowe. Kamala Harris w tym kontekście uważała, że należy atakować kwestię klimatyczną i się na tym zawiodła, bo to daje mieszkańcom bardzo duże dochody. To kwestia pracy i podatków lokalnych od firm, które tę ropę wydobywają. W Wisconsin był zaś problem z kosztami opieki zdrowotnej. To wszystko kręci się wokół pieniędzy. Tutaj jest główny problem – Amerykanie oczekiwali pomocy od państwa. Chcieli zmiany polityki podatkowej czy innej pomocy, która przezwyciężyłaby koszty inflacji. Sukces Trumpa wynika też z tego, że Kamala Harris nie bardzo potrafiła powiedzieć, na czym będzie polegała jej zmiana – co zachowa z polityki Bidena i co uważa za słuszne, a co uważa za niesłuszne i chciałaby zmienić. Kandydatka demokratów była w tym niewiarygodna i nie potrafiła trafić do Amerykanów, nie potrafiła ich przekonać. Zideologizowanie tej kampanii – postawienie na ostrzu noża kwestii takich jak aborcja czy klimat – zupełnie nie zadziałało. 

Czytaj więcej

47. prezydent USA wybrany. Będzie nim Donald Trump

Można wskazać konkretne grupy wyborców, które przechyliły szalę na korzyść Trumpa?

Myślę, że są to czarnoskórzy Amerykanie, latynosi, mężczyźni. Wydaje mi się, że w tych grupach Donald Trump był niedoszacowany.

Z czego wynika to niedoszacowanie?

Z czegoś bardzo prostego – z tego, że ludzie kłamią. Wyborcy mają powody, dla których nie mówią prawdy – co innego deklarują w sondażach, a co innego robią przy urnie wyborczej. Urna to jednak miejsce, gdzie głosuje się tajnie, a sondaż – mimo że anonimowy – tej tajności do końca nie zapewnia, ten element anonimowości zanika. 

Dlaczego Amerykanie mijali się z prawdą, deklarując, na kogo oddadzą swój głos?

Wynika to między innymi ze wstydu – część wyborców nie chciała po prostu przyznać, że będzie głosowała na Donalda Trumpa. 

Badanie exit poll przeprowadzone przez Edison Research wskazuje, że wyborcy niezależni byli w wyborach prezydenckich w USA grupą większą niż wyborcy Partii Demokratycznej. Czy to także mogło przesądzić o sukcesie Donalda Trumpa?

Mogło – głosowanie wyborców niezależnych było w istocie głosowaniem przeciwko demokratom, bo nawet jeśli oni nie lubią Donalda Trumpa, to równie bardzo nie lubią Kamali Harris. Głos oddany na kogoś innego – zwłaszcza w takich plebiscytowych wyborach jak wybory amerykańskie – jest tak naprawdę głosem oddanym przeciwko czemuś. W Polsce także się zdarza, że głosy wstrzymujące się – mimo że są wstrzymujące – tak naprawdę są głosami przeciwko. Wynika to właśnie z tego, że głosujący nie chcą powiedzieć, na kogo głosują. Ale taki głos – wstrzymujący się – sugeruje, że ktoś nie zgadza się z tym, na kogo głosuje większość. Mogło to mieć wpływ na wynik wyborów. 

Wiceprezydent Kamala Harris poinformowała nad ranem, że nie zamierza wygłaszać przemówienia w noc wyborczą. O czym to świadczy?

O tym, że Harris pogodziła się po prostu ze swoją porażką. Uznała, że trzeba się przygotować – wiedzieć co i jak powiedzie. To przyznanie się do porażki. 

Czytaj więcej

Kamala Harris nie wygłosi przemówienia w wyborczą noc

Gdzie demokraci popełnili błąd? To kwestia nagłej zmiany kandydata czy wybór złego kandydata?

Nie było innej osoby, którą można by było wybrać. Sytuacja w Partii Demokratycznej była taka, że Joe Bidenowi spodobało się bycie prezydentem i nie chciał ustąpić – przyjąć do wiadomości, że nie jest w stanie wygrać z Donaldem Trumpem. Dopiero, kiedy kampania się rozkręciła, i kiedy miejsce miała debata Trump-Biden, uwydatniło się to, jak bardzo kandydat demokratów jest słaby w starciu z kandydatem republikańskim. Wówczas zaczęły się szybkie – i nerwowe – poszukiwania kandydata, którego trzeba było wypromować. Trzeba było stworzyć kandydata i obudować go jakąś legendą, teorią, a także dopisać do tej osoby jakąś historię. Jak popatrzy się na to, jak budowano kampanię Kamali Harris, to widać, że to było tworzenie elementów, z których próbowano ułożyć dobrego kandydata. Pierwszą rzeczą było to, że to była córka imigrantów i prokurator, która rozprawi się z niecnym przestępcą Trumpem, ale też to, że Harris świetnie mówi, bo na sali sądowej jej popisy oratorskie robiły wielkie wrażenie. A Trump nie ma nic do powiedzenia. Ważne było również, że jest kobietą, więc czuje lepiej sprawy kobiet i zmarginalizowanych grup społecznych. Ale to wszystko się nie kleiło, wydaje mi się, że zabrakło czasu. Nie udało się stworzyć – choć zabrzmi to bardzo marketingowo – produktu pod nazwą Kamala Harris. Amerykanie nie bardzo wiedzieli, czego mogą się spodziewać.

Partii Demokratycznej nie udało się stworzyć produktu pod nazwą Kamala Harris. Amerykanie nie bardzo wiedzieli, czego mogą się spodziewać.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której w Polsce się nie słyszy – i o której się nie mówi – a w USA – owszem. To to, jak bardzo Kamala Harris nie radziła sobie w różnych sytuacjach. Był taki – trwający godzinę – wywiad dla CNN, z którego trzeba było wyrzucić co najmniej 20 minut, bo odpowiedzi kandydatki były nieakceptowalne. Jak wiemy CNN sprzyja demokratom, a to był element budowania osoby Kamali Harris jako prezydenta – osoby, mającej umiejętności, które mogą poprowadzić Amerykę do naprawy sytuacji wewnątrz kraju. Amerykanie tego nie widzieli. Donald Trump może nie jest najmądrzejszy, ale przynajmniej jest im znany – mniej więcej wiadomo, czego się po nim spodziewać. Nawet jeżeli Trump mówi głupoty, to Amerykanie widzą w nim kogoś, kto lepiej wyraża ich interesy. Oni nie zwracają uwagi na to, że czasem opowiada zupełnie niestworzone historie. Kontekst tego jest inny – w rzeczywistości amerykańskiej to, co mówi Trump lepiej brzmi, nawet jeśli jest faktograficznie bez sensu. Jeśli przeniesiemy to na grunt polski, to porównujemy to, co on mówi, z tym, co my sobie wyobrażamy o Ameryce. To powód, dla którego w Europie powstaje dysonans poznawczy. To jest w innym kontekście – mechaniczne przeniesienie jednego kontekstu na inny się nie sprawdza i dlatego Donald Trump wychodzi w Europie na niezbyt mądrego prezydenta. 

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Trochę pocieszających tez wobec zwycięstwa Donalda Trumpa

Czy można się spodziewać protestów lub niepokojów społecznych w związku z wygraną Donalda Trumpa?

Pewnie tak. Jestem przekonany, że wściekłość radykalnych zwolenników Kamali Harris sprowokuje ich do wyjścia na ulice. Miałem okazję obserwować wybory w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku, trafiłem wówczas w samo centrum demonstracji wściekłych zwolenników Hillary Clinton, która odbywała się pod Trump Tower na Manhattanie. Emocje były dokładnie takie same, jak 6 stycznia 2021 roku na Kapitolu. Kiedy porównywałem jedno i drugie, to miałem nawet wrażenie, że na Kapitolu było spokojniej niż wśród demonstrujących – w bardzo radykalny sposób – zwolenników Clinton. Kiedy mieszkałem w Waszyngtonie widziałem też demonstrację przeciwników Trumpa. Poziom emocji jest co najmniej dokładnie taki sam. 

Jakie są najważniejsze wyzwania, przed którymi stoją Stany Zjednoczone po tych wyborach?

Trump obiecywał, że zajmie się krajem i wydaje mi się, że będzie miał taką szansę. Tylko musi to zrobić dobrze. Wiadomo, że republikanie odnieśli zwycięstwo w Senacie – to duży sukces. Prawdopodobnie odniosą też zwycięstwo w Izbie Reprezentantów. Mając prezydenta, będą w stanie przeprowadzić jakieś reformy wewnętrzne. To pierwsza rzecz. Drugą kwestią jest dobór ludzi – pierwsza prezydentura Trumpa była kompletnie chaotyczna, ponieważ – moim zdaniem – źle dobierał współpracowników. Była ogromna rotacja na stanowiskach i dlatego ta prezydentura była taka niespójna. Trump przyjmował ludzi i po kilku miesiącach ich wyrzucał. I nie bardzo było wiadomo, dlaczego tak się dzieje. To powodowało różne nerwowe reakcje, podziały i konflikty. 

Czym może różnić się ta prezydentura?

Biorąc pod uwagę to, jak wyglądała kampania wyborcza – która była bardziej stonowana w przypadku Trumpa, bo on wyglądał podczas niej bardziej prezydencko – ta prezydentura może być znacznie lepsza niż poprzednia. Pod warunkiem, że prezydent nauczy się pewnej dyplomacji i taktu w polityce. Nie można zarządzać polityką jak przedsiębiorstwem. W Stanach Zjednoczonych istnieje coś takiego jak biurokracja i administracja, która ma metody blokowania – albo sabotowania wręcz – różnego rodzaju decyzji, które idą z góry. Tego nie da się przeskoczyć – odpowiedzialność rozmywa się między dziesiątki instytucji, więc zawsze łatwo pokazać palcem, że „to nie ja, a ktoś inny”. Moim zdaniem kluczową rzeczą jest to, żeby dobrać kompetentnych ludzi i nie popełniać błędów polegających na nerwowo podejmowanych decyzjach. Nawet, jeśli Trump mówi, że rozwiąże jakiś problem w 24 godziny, to do tej doby należy doliczyć jeszcze ze cztery miesiące. I wtedy może problem będzie rozwiązany.

Ta prezydentura Trumpa może być znacznie lepsza niż poprzednia. Pod warunkiem, że nauczy się pewnej dyplomacji i taktu w polityce. 

Wydaje mi się, że Trump przekona do siebie Amerykanów przewidywalnością, stabilnością, unikaniem konfliktów i języka, który można było obserwować w ciągu ostatniego tygodnia kampanii wyborczej, a także odpowiednim doborem kandydatów na ważne stanowiska. Może przekonać też przegonieniem różnego rodzaju radykałów, którzy wokół niego będą się teraz kręcić. Do Trumpa będzie się kleiło dużo poważnych polityków, ale też duża grupa osób krzykliwych, na które trzeba uważać. Ta prezydentura może różnić się stonowaniem. 

Czytaj więcej

Donald Trump: To będzie złoty wiek Ameryki. Dostaliśmy potężny mandat

Z jakimi wyzwaniami będzie mierzyć się Europa – zwłaszcza pod kątem wojny na Ukrainie – biorąc pod uwagę, że prezydentem zostanie Donald Trump?

Będzie musiała przygotować się na to, że – prawdopodobnie – zaangażowanie USA w Europie trochę się zmniejszy. Donald Trump, będąc prezydentem, miał bardzo zdecydowane poglądy na kwestie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Europejscy politycy muszą liczyć się z tym, że Ameryka zwróci się w stronę samej siebie, bo po to Amerykanie głosowali na Trumpa, a prezydent musi być lojalny wobec swoich wyborców.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Trochę pocieszających tez wobec zwycięstwa Donalda Trumpa

Jeśli chodzi o wojnę na Ukrainie – uważam, że nic się tu nie wydarzy. Trump będzie zaangażowany w Ukrainę, natomiast wydaje mi się, że ten konflikt zostanie przez Stany Zjednoczone trochę wygaszony. Przestało się o tym mówić w przestrzeni publicznej, ale to przecież Donald Trump w 2017 roku zaczął zbroić Ukrainę i szkolić ukraińskie wojsko. Przybrało to oczywiście znacznie większą skalę podczas prezydentury Joe Bidena, ale to Trump zaczął intensywny program wspierania militarnego Ukrainy. Myślę, że Amerykanie z Ukrainy całkowicie nie zrezygnują, ale nie wiem, czy będą zainteresowani prowadzeniem wojny, bo ona – w ich opinii – nie przynosi sukcesów. Problematyczne będzie też to, jak rozmawiać z Rosją o Ukrainie i jak rozmawiać z Ukrainą o tej wojnie. Zarówno Rosja, jak i Ukraina, nie zrezygnują ze swoich celów. Rosja nie po to zaatakowała Ukrainę, żeby oddać im tereny, które zdobyła, a Ukraina nie jest skłonna do tego, by negocjować z Rosją układ pokojowy. Taką próbę już kiedyś podjęto i to zakończyło się – ze względu na radykałów angielskich i amerykańskich w 2022 roku – przerwaniem negocjacji rozejmowych. Myślę, że wojna na Ukrainie pójdzie w stronę zamrożonego konfliktu. Dla Rosji Ukraina jest ogromnie ważna i trzeba będzie wyważyć te interesy. Wagę Ukrainy dla Stanów Zjednoczonych trzeba położyć na jednej szali, a wagę Ukrainy dla Rosji – na drugie. Coś, co będzie po środku, będzie przyszłością Ukrainy. 

Rzeczpospolita: Donald Trump wygrał w Wisconsin, a zwycięstwo w tym stanie oznacza, że kandydat republikanów zapewnił sobie głosy 276 elektorów. Dysponuje więc większością głosów elektorskich, co gwarantuje mu wybór na prezydenta USA. Można się było tego spodziewać?

Dr hab. Włodzimierz Batóg: Można było. Nie jestem zaskoczony – moim zdaniem zdecydowały kwestie gospodarcze. Podstawowym sukcesem Donalda Trumpa i jego doradców jest to, że przyjrzeli się oni sytuacji w Ameryce i lepiej zidentyfikowali zagrożenia wynikające ze słabej sytuacji gospodarczej wewnątrz kraju. Odwoływali się do tych wartości i kwestii, które Amerykanom są najbliższe. To portfel, warunki życia, wzrost zamożności, wyższe zarobki i wyższa inflacja, która te zarobki zjada, w związku z czym nie ma postępu. 

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wybory w USA
J.D. Vance. Wiceprezydent USA nowej generacji
Wybory w USA
To już pewne. Donald Trump wygrał we wszystkich kluczowych stanach
Wybory w USA
Nowa ekipa Donalda Trumpa. Tym razem prezydent chce lojalistów
Wybory w USA
Pierwsza nominacja Donalda Trumpa. Historyczna
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Wybory w USA
Guy Sorman: Inflacja to pretekst. Prawdziwe powody głosowania na Trumpa