Czy do Polski wleciały dwa rosyjskie drony? „Stuprocentowej pewności nie ma”

Mieszkańcy przygranicznych miejscowości z telewizji dowiedzieli się, że nad nimi latały rosyjskie drony. Jeden albo dwa, chociaż nie ma pewności.

Aktualizacja: 30.08.2024 06:27 Publikacja: 30.08.2024 04:30

Akcja poszukiwania rosyjskiego obiektu powietrznego w okolicach miejscowości Bródek

Akcja poszukiwania rosyjskiego obiektu powietrznego w okolicach miejscowości Bródek

Foto: PAP/Wojtek Jargiło

– Blisko 400 żołnierzy 24 godziny na dobę szuka jakichś śladów po dronie lub dwóch dronach, jak niektórzy mówią, ale do tej pory nie ma 100-procentowej pewności, że one wtargnęły w polską przestrzeń powietrzną – mówił premier Donald Tusk. Zastrzegł, że mamy do czynienia z „domniemanym incydentem”. – Nie wiemy, czyje były. Jeśli w ogóle były – dodał.

26 sierpnia w przestrzeń powietrzną Polski miał wtargnąć niezidentyfikowany obiekt powietrzny – prawdopodobnie dron kamikadze Shahed. Stało się to w czasie zmasowanego ataku Rosji na obiekty w Ukrainie, w tym przy granicy z Polską. Zaatakowana została m.in. elektrownia w przygranicznym Czerwonogrodzie.

Ile rosyjskich dronów wleciało nad terytorium Polski

Z informacji Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych wynika, że tego dnia pojawiły się na monitorach stacji radiolokacyjnych dwa ślady. Pierwszy o godz. 6.43. Ten obiekt był monitorowany przez 33 minuty. Potem prawdopodobnie statek bezzałogowy został uziemiony, czyli rozbił się, albo zniżył wysokość i opuścił Polskę. Z naszych informacji wynika, że mniej więcej 20 minut później, czyli po godz. 7 rano, pojawił się na monitorze drugi ślad, ale bardzo szybko zanikł. Nie ma pewności, czy to było tzw. echo, czy faktycznie coś do nas wleciało.

Czytaj więcej

Dron wleciał od strony Ukrainy. Dowództwo operacyjne: trwają poszukiwania

W miejsce, gdzie mogło dojść do naruszenia granicy, przyleciały dwa polskie samoloty F-16 oraz dwa amerykańskie F-35, które stacjonują w bazie w Łasku. Pojawił się też śmigłowiec wojskowy. Chociaż dowódca operacyjny gen. dyw. Maciej Klisz był gotowy do zestrzelenia intruzów, nie zdecydował się, bo nie zostali oni dostrzeżeni przez pilotów.

Dziurawy system monitorowania granic

Dlaczego ich nie zidentyfikowano? Nasi rozmówcy wskazują, że mamy dziurawy system monitorowania przestrzeni powietrznej. Jest ona kontrolowana przez naziemne stacje radiolokacyjne. – Ich lokalizacja jest dostosowana do zagrożeń ze wschodu – mówi nam oficer wojska polskiego.

Czytaj więcej

Rosyjski dron nad Polską. Gen. Roman Polko: Procedur to przestrzegali holenderscy żołnierze w Srebrenicy

Tymczasem są systemy nadzoru elektronicznego, które pozwoliłyby w miarę szczelnie zabezpieczyć granice państwa na północny i wschodzie. Z takich rozwiązań korzystają Amerykanie przy zabezpieczeniu granicy południowej z Meksykiem. Składają się one z infrastruktury stacjonarnej, czyli systemu sieci anten śledzących i systemów sterowania oraz umieszczenia ich na statkach służb powietrznych (np. śmigłowcach) i morskich, a także pojazdach lądowych, które dostarczają informację obrazową oraz dane w czasie rzeczywistym. Informacje te są szyfrowane i można je przesyłać na różnych pasmach. Systemy śledzące pozwalają na obserwację wszystkich obiektów naruszających granice. Z takich rozwiązań korzystają np. armia USA, NASA, służby federalne oraz straż graniczna USA, ale też organizacje poszukiwawczo-ratownicze.

Z naszych informacji wynika, że od kilku lat projekty jego uruchomienia, wraz ze stworzeniem centrali, która zarządzałaby taką informacją, trafiały do przedstawicieli poprzedniego rządu, ale też obecnego, jednak na razie bez odzewu. Być może szansą dla stworzenia takiej sieci będzie budowa Tarczy Wschód. Sztab Generalny WP zakłada w pewnej odległości od granicy budowę systemu elektronicznego rozpoznania.

Osobnym problemem jest ostrzeganie i alarmowanie ludności cywilnej o zagrożeniu. Z informacji, które otrzymaliśmy od Piotra Błaszczyka z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, wynika, że służba ta otrzymywała informacje o sytuacji na wschodzie z Centrum Operacji Powietrznych od godz. 2 rano. Gdy doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej, powiadomiono służby dyżurne ministerstw, BBN, a także wojewódzkie centra zarządzania kryzysowego na wschodzie kraju. Jednak informacja o tym nie dotarła do miejscowości, gdzie było potencjalne zagrożenie. – Nie mieliśmy żadnej wiadomości ani e-mailem, ani telefonicznie  – mówi „Rz” Wojciech Baj, sekretarz gminy Tyszowiec, gdzie wojsko szuka rosyjskiego drona. Nie wiadomo, dlaczego nie zostały uruchomione syreny alarmowe czy nie został wysłany alert RCB.

– Blisko 400 żołnierzy 24 godziny na dobę szuka jakichś śladów po dronie lub dwóch dronach, jak niektórzy mówią, ale do tej pory nie ma 100-procentowej pewności, że one wtargnęły w polską przestrzeń powietrzną – mówił premier Donald Tusk. Zastrzegł, że mamy do czynienia z „domniemanym incydentem”. – Nie wiemy, czyje były. Jeśli w ogóle były – dodał.

26 sierpnia w przestrzeń powietrzną Polski miał wtargnąć niezidentyfikowany obiekt powietrzny – prawdopodobnie dron kamikadze Shahed. Stało się to w czasie zmasowanego ataku Rosji na obiekty w Ukrainie, w tym przy granicy z Polską. Zaatakowana została m.in. elektrownia w przygranicznym Czerwonogrodzie.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wojsko
Tak wygląda pierwszy F-35 dla polskiej armii. "Mamy to"
Konflikty zbrojne
Dron wleciał od strony Ukrainy. Dowództwo operacyjne: trwają poszukiwania
Budżet i podatki
Plany kontra rzeczywistość. Dlaczego wydatki na zbrojenia mogą być mniejsze niż chce rząd
Wojsko
Władysław Kosiniak-Kamysz: Wojsko gotowe do wsparcia walki z powodzią
Wojsko
MON: Lepiej zmienić uczelnię niż przerywać studia
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne