— To niesłychanie ważna informacja. Bo po raz pierwszy słyszymy, że jakiś ważny segment przewozów pasażerskich powrócił do poziomu sprzed pandemii COVID-19 — mówi Olivier Ponti, prezes analitycznej firmy zajmującej się rynkiem lotniczym.

Ta poruszająca informacja pojawiła się w momencie, kiedy przewoźnicy praktycznie na całym świecie borykają się z bardzo niskim poziomem rezerwacji i latają trochę „na siłę” po to tylko, aby nie stracić rynku na korzyść konkurencji. W prawdziwej zapaści jest teraz rynek przewozów długodystansowych, rejsy wracają powoli, ale chętnych do latania jest niewielu. W USA przewozy wewnętrzne sięgnęły poziomu 44 proc. sprzed roku ubiegłego, a linie zajęte są przede wszystkim cięciem zatrudnienia i opracowywaniem kształtu nowej floty niż rozwojem siatki.

Naturalnie nie byłoby chińskiego sukcesu, gdyby nie zadowalające wyniki gospodarki tego kraju, niższych niż przed pandemią cen biletów oraz informacjom, że w tym kraju pandemia COVID-19 praktycznie wygasła.

Największa zapaść na chińskim rynku przewozów pasażerskich była w lutym i od tego czasu stopniowo rosły i podaż, i popyt. Dobrze podziałała na rynek informacja, że powrót zachorowań latem w Pekinie szybko został opanowany. Ale też jest prawdą i to, że Chińczycy byli w stanie powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. Ostatecznie w tym kraju zachorowała jedna osoba na każde 15 tys. mieszkańców, podczas gdy np. w Stanach Zjednoczonych jest to 1 na 56 mieszkańców. I to właśnie niepowodzenia władz USA z opanowaniem pandemii zaważyły na tempie odbudowy rynku. Według informacji Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) przez amerykańskie lotniskowe punkty kontroli bezpieczeństwa w sierpniu przeszło 30 proc. liczby osób w porównaniu z tym samym okresem 2019.