Prezes Wizz Air: Dla Ukrainy mamy swój plan B

Tego lata wrócimy do poziomu przewozów sprzed pandemii. W 2019 r. przewieźliśmy 43 mln pasażerów. W roku finansowym 2023 zamierzamy przewieźć 60 mln – zapewnia József Váradi, prezes linii lotniczych Wizz Air.

Publikacja: 16.02.2022 21:00

Prezes Wizz Air: Dla Ukrainy mamy swój plan B

Foto: materiały prasowe

Sytuacja na Ukrainie jest ciągle niepewna, niektóre linie wycofują się z lotów do tego kraju, inne omijają ukraińskie terytorium. Wizz Air właśnie zaczął się tam rozwijać. Jaką ma pan strategię na te czasy?

Jak na razie rynek ukraiński pozostaje dla nas bez jakichkolwiek zmian. Zwiększa się liczba pasażerów, chociaż i napięcie polityczne rośnie. Jedyne,

co możemy więc w tej chwili zrobić, to zaplanować różne scenariusze, w tym także najgorszy – zależnie od tego, jak ewoluuje ten konflikt. Gdyby jednak wydarzyło się cokolwiek, natychmiast będziemy reagować.

Kilka linii lotniczych zrezygnowało z nocowania w Kijowie i na innych ukraińskich lotniskach w obawie o bezpieczeństwo załóg i sprzętu. Wizz Air tak nie postąpił.

Nieustannie oceniamy poziom bezpieczeństwa i w naszym przekonaniu ten rynek w tej chwili naprawdę funkcjonuje normalnie.

Ma pan plan B dla ukraińskich operacji Wizz Airu?

O tak. Zdecydowanie, mamy taki plan. Jeśli cokolwiek się wydarzy, wiemy, co zrobić.

Niemal codziennie słyszymy, że kolejne europejskie kraje znoszą obostrzenia dla swoich obywateli i dla osób przyjeżdżających. Jak to zmienia plany Wizz Airu?

Popyt na podróże błyskawicznie rośnie. Widzieliśmy to kilka tygodni temu w Wielkiej Brytanii – w jak szybkim tempie zaczynają rosnąć rezerwacje. Ludzie zawsze chcieli podróżować, i tak jest teraz. To pandemiczne restrykcje wprowadzane przez władze te podróże uniemożliwiały. Zbyt wiele było niepewności, ograniczenia się zmieniały, często kolejne zakazy były wprowadzane niemal z dnia na dzień. Ale z chwilą zmniejszenia bądź całkowitego zniesienia restrykcji konsumenci natychmiast wrócili na rynek.

Ostatniego lata operowaliśmy większymi mocami przewozowymi, niż było to w czasach przed Covid-19. Latem 2022 r. planujemy operacje wielkości 150 proc. z czasów sprzed pandemii. W tych trudnych miesiącach cały czas inwestowaliśmy w rynki, sprzęt i załogi, systemy i procesy.

Ma pan i załogi, i samoloty, aby aż tak zwiększyć podaż?

Oczywiście, że tak. Cały czas odbieramy nowe samoloty od Airbusa, zatrudniamy nowych pracowników, głównie pilotów i personel pokładowy, we wszystkich krajach, do których latamy.

W czasie szczytu zachorowań na Covid-19 mieliśmy 4 tys. pracowników. Dzisiaj jest to 5,5 tys. i chcemy, aby ta liczba wzrosła do 6,7 tys. jeszcze tego lata. Naturalnie trzeba ich jeszcze przeszkolić, aby ci ludzie byli gotowi do latania.

Dokąd więc poleci Wizz Air tego lata? Nowe kierunki czy raczej znane już miejsca?

Zdecydowanie będzie więcej nowych kierunków.

Z rezerwacji widać, że teraz ludzie szukają odpoczynku nad morzem bądź w górach. Mniej popularne są city breaki w zatłoczonych miastach. I tak zmieniamy właśnie naszą siatkę.

A ludzie naprawdę wrócili do podróżowania. Jeśli spojrzymy na nasze wyniki sprzed Covid-19, to w 2019 r. przewieźliśmy 43 mln pasażerów. W roku finansowym 2023, czyli od kwietnia 2022 r. do końca marca 2023 r., zamierzamy przewieźć 60 mln.

Gdzie pan znajdzie te 60 mln?

Zwiększamy liczbę krajów, z których operujemy. W naszej siatce jest coraz więcej miast i więcej samolotów, którymi polecimy. Zdecydowanie będzie więcej Wizz Airu na włoskich lotniskach, w Wielkiej Brytanii udało nam się pozyskać sloty na lotnisku Gatwick w Londynie. W Europie Środkowej i Wschodniej szybko rośnie ruch do Albanii. Także Polsce zwiększamy oferowanie. Rozwijamy się w Abu Zabi, dokąd latamy już od roku. Nasz wzrost pochodzi z wielu kierunków.

Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) przygotowało prognozę dla polskiego rynku i wynika z niej, że sytuacja sprzed Covid-19 wróci w 2024 r. Jak to się stało, że Wizz Air tak przyspiesza?

Na polskim rynku są takie linie, jak LOT, czy inni przewoźnicy tradycyjni, którzy nie mają takiej siły finansowej, aby porządnie zainwestować w rynki

i stymulować popyt. My to robimy nieustannie. Mamy stabilną sytuację finansową, rating inwestycyjny, który bardzo ułatwia finansowanie, inaczej też pozycjonujemy się na rynku.

Linie wysokokosztowe miały w pandemii ogromne straty, musiały brać pomoc publiczną, a z tego wynikają ograniczenia. Dlatego z odbiciem postpandemicznym muszą poczekać do roku 2024.

W tej prognozie IATA wskazuje, że polskie lotniska regionalne nie ucierpią po otwarciu Centralnego Portu Komunikacyjnego. Wierzy pan w przetrwanie regionalnych lotnisk?

Nie mam pojęcia, kiedy CPK zostanie otwarty. Może się okazać, że będzie to znacznie później, niż dzisiaj się mówi. Ale nie mam jakichkolwiek wątpliwości,

że polskie lotniska regionalne będą się rozwijały. Dzisiaj mamy w Polsce zbazowanych 20 samolotów i planujemy dodać siedem kolejnych jeszcze tego lata. Czyli będzie to o 35 proc. więcej niż obecnie. Większość będzie operowała z portów regionalnych.

Jak pan stymuluje rynek? Polityką cenową czy ofertą połączeń?

I jedno, i drugie. Odbudowując rynek, zrobiliśmy wszystko, żeby bilety były tanie, niezależnie od tego, ile to nas kosztowało. Ale i liczba nowych połączeń jest ważna.

Ma pan wielkie plany na lato. Macie już zapewnione sloty w całej Europie?

Jedynymi lotniskami, gdzie mamy problemy z pozyskaniem działek czasowych startów i lądowania, są Warszawa i Kraków, gdzie są problemy z nocowaniem. Na innych lotniskach nie mamy takich problemów.

A co pan myśli, kiedy Lufthansa skarży się, że musi wykonywać „loty widmo", żeby tylko utrzymać sloty?

Nikt nie musi latać na pusto. Sloty nie są niczyją własnością prywatną. To własność publiczna i powinny być wykorzystane dla dobra pasażerów. Problemem linii skarżących się na politykę slotową jest to, że nie potrafią stworzyć atrakcyjnej oferty i zapełnić samolotów. Wizz Air nie ma takich problemów.

W styczniu nasze samoloty były zapełnione średnio w 80 proc., w pierwszej połowie lutego już w 90 proc. Więc jeśli Lufthansa ma problem z pustymi samolotami, to niech odda nam sloty. Pasażerowie tylko na tym zyskają.

Powiedział pan: wkrótce będziemy zatrudniać 6,7 tys. pracowników, a Wizz Air nie ma problemu z ich znalezieniem. Dlaczego zatem Wizz Air, a także pan osobiście, macie na pieńku ze związkowcami? Powiedział pan kiedyś nawet, „że związki zawodowe zabijają biznes".

Nasza kultura jest naprawdę otwarta i do kontaktów z pracownikami nie potrzebuję pośredników. Powód, dla którego jestem teraz w Warszawie, to bezpośrednie kontakty z ludźmi Wizz Airu. Latamy od jednej bazy do drugiej, spotykamy się z nimi i słuchamy, jakie mają problemy. Wtedy każdy może szczerze powiedzieć, jeśli coś jest nie tak. Jeśli jest problem, to siadamy do stołu i wspólnie go rozwiązujemy. Ludzie, którzy u nas pracują, mają szansę na rozwój. Nasz biznes rośnie, mamy wielkie plany dotyczące tego, co będzie za dziesięć lat.

I jeszcze coś. Wizz Air jest z pewnością pierwszą linią lotniczą w Europie, a kto wie, czy nie na świecie, która przywróciła wszystkim pracownikom zarobki do poziomu sprzed pandemii. Od pół roku piloci i personel pokładowy zarabiają tyle samo, co przed covidem. Wiele z linii w Europie, także te z silnymi związkami, jeszcze tego nie zrobiło.

Ile godzin rocznie spędza pan w powietrzu?

Naszym pilotom mówię, ze latam tyle, co oni, czyli 900 godzin rocznie. Tyle że kiedy pilot skończy pracę, idzie do domu. Ja idę do biura, bo tam też jest praca.

József Váradi

Ma 58 lat. Jest współzałożycielem Wizz Air i prezesem linii od 2003 r. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Budapeszcie i University of London. Wcześniej był przedstawicielem Procter&Gamble na Europę Środkową i Wschodnią, a w latach 2001–2003 prezesem węgierskiego narodowego przewoźnika – linii Malév, które zbankrutowały w 2012 r.

Transport
Amerykanie chcą przywrócenia połączeń lotniczych z Rosją
Transport
Lotniczy złom wraca na rosyjskie niebo. Rosjanie polecą 60-letnimi samolotami
Transport
Znów strajk na niemieckich lotniskach. W poniedziałek nic nie poleci
Transport
Donald Trump poleci boeingiem, którego nie chcieli Rosjanie
Materiał Promocyjny
Sześćdziesiąt lat silników zaburtowych Suzuki
Transport
Rząd uruchamia miliardowe wsparcie na zakupy elektrycznych ciężarówek