Główny bohater rezygnował z toksycznego uczucia wobec pielęgniarki opiekującej się nim po wypadku, ponieważ była żoną innego mężczyzny i matką. Sam, poruszając się na wózku, zaopiekował się niewidomą kobietą. Padło fundamentalne pytanie, czym jest miłość: pożądaniem, odruchem serca czy poświęceniem? Noblista przywołał ewangeliczną zasadę „Jeden drugiego brzemiona noście".
Lucyferyczny podrywacz
Także w 2012 r. inscenizację „Hańby" pokazał światowej sławy węgierski reżyser Kornél Mundruczó, który od tamtego czasu zakorzenił się w polskim teatrze, wystawiając „Nietoperza" w TR Warszawa oraz „Cząstki kobiety", najlepszy spektakl sezonu 2018/2019, tak się składa, że również poświęcony zmieniającym się relacjom pomiędzy mężczyznami i kobietami.
Bohaterem „Hańby" jest dwukrotnie rozwiedziony profesor literatury David Lurie z Kapsztadu, zafascynowany motywem Lucyfera. Próbuje dorównać mu amoralną wolnością w stosunkach seksualnych z prostytutką, sekretarką i studentką. Dodajmy, że w kinowej adaptacji „Hańby" profesora zagrał diaboliczny John Malkovich.
Lucyferyczny podrywacz w końcu stracił kontrolę nad życiem. Został oskarżony o molestowanie studentki i wyrzucony z uczelni. Ale poczucie klęski dopada go, dopiero gdy odwiedza córkę. Zgwałcili ją czarnoskórzy sąsiedzi, a w skomplikowanej rzeczywistości RPA ani ona, ani ojciec nie mogą nic przeciw nim zdziałać. Mundruczó pokazywał groteskę męskiej hipokryzji i zwierzęcej seksualności leżących u podłoża dramatu kobiet. To był moralitet o współczesnym Adamie. W różnych wcieleniach, z różnymi społecznymi maskami –nieustannie dokonywał gwałtu na Ewie, czyniąc ze swojego erotycznego raju, jej piekło.
Dzisiejsza lektura „Hańby", wydanej w 1999 r., jest jeszcze bardziej dojmująca. Genialność powieści polega na tym, że Coetzee napisał o męskiej toksyczności i agresji wobec kobiet na długo przed tym, gdy feminizm, walczący o szacunek dla kobiet, obrósł również konwencjonalnością i modą. „Hańba" uderza prostotą, ale jest nanizana na gęstą siatkę mitologicznych i literackich odniesień, fundamentalnych dla naszej cywilizacji. Coetzee pokazuje, czym jest dramat męskiego egoizmu i agresji poprzez efekt motyla. Dorosły mężczyzna, wywołując zło w świecie kobiet, dopiero gdy zostanie zgwałcona jego córka, a konsekwencją gwałtu jest również ciąża – zdaje sobie sprawę ze swego zła. Refleksja przychodzi za późno. Lurie już zapracował na katastrofę, uruchomił jej mechanizmy. Ale przyjmuje los mężczyzny pełnego pokory i można porównać go do św. Józefa, który zaopiekował się Matką Boską, choć Jezus nie był przecież jego dzieckiem. To frapujące, bo przecież dwie ostatnie powieści Coetzeego osnute są wokół postaci Jezusa właśnie.
Malta promieniuje
Maciej Podstawny, dając tegoroczną premierę „Hańby", sięga do jeszcze innego kulturowego motywu – „Don Juana" Moliera i „Don Giovanniego" Mozarta. Wyraża się to zarówno w kostiumach, jak i śpiewanych partiach. Najważniejsza jest pozorna bezosobowość dramatu. Kieleccy aktorzy zmieniają się rolami, co pokazuje, jak rozmywa się we współczesnym świecie kwestia personalnej odpowiedzialności. Podkreśla to również stosowany z premedytacją niedbały i nonszalancki styl podawania tekstu. Ważny sygnał stanowi scenografia zamarkowana ledwie, złożona z tekturowych makiet aktorów i zwierząt, co sprawia że wszystko wydaje się wirtualne, błahe i nieprawdziwe. Do czasu, gdy córka profesora Lurie pada ofiarą gwałtu.