Wszystko jest proste w tym spektaklu wyreżyserowanym przez Jarosława Kiliana, ale każdy element, każdy pomysł odgrywa istotną rolę. Także w scenografii Izabeli Chełkowskiej z pomostem na środku prowadzącym do morza, niby trzcinami morskimi, chmurami i mgłami. Wykonawców jest zaledwie czworo plus niewielki towarzyszący im zespól muzyków.
Danuta Stenka i kaszubskie „‚móry”
Prosta jest również opowiedziana historia. Hanuszka i Jaśko zakochali się w sobie, ale matka dziewczyna postanowiła ją wydać za innego i rozdzieliła z ukochanym. Serce dziewczyna=y nie wytrzymało zgryzoty, chłopak utopił się więc w morzu. Teraz osamotnioną matkę nawiedzają „móry” – przede wszystkim duch Jaśka.
Wszechobecna jest tu miłość i śmierć. Ta druga pojawia się od pierwszej sceny, gdy siedząca nieruchomo na krześle Danuta Stenka jako Białka-Matka opowiada o kaszubskim rytuale pustych nocy, podczas których żegna się zmarłych.
Od początku zagarnia widza kaszubska mowa, urzeka swoją melodią. Jest tajemnicza, dopiero po kilku minutach zaczynamy rozumieć jej zasady wymowy, bo treść porusza swoją silą właściwie od początku. Niemal cała „Wòlô Bòskô” – z wyjątkiem kilku fragmentów dopisanych na potrzeby narracji – składa się z oryginalnych pieśni kaszubskich, śpiewanych przez Damiana Wilmę wcielającego się w ducha Jaśka oraz mówionych przez Danutę Stenkę
Łukasz Godyla i kaszubskie melodie
Te pieśni są inne od tych znanych nam z innych regionów. Nie ma w nich chęci popisu ze strony ludowych śpiewaków. Są proste, wręcz niekiedy surowe, ale jednocześnie o niezwykle ekspresyjnej treści. O miłości mówi się w niej z ogromną szczerością, o śmierci również, zwłaszcza tej, której przyczyną jest miłość.