Czy do wystawienia „Ksiąg Jakubowych” przyczynił się Nobel dla Olgi Tokarczuk?
To była propozycja Eweliny, która chciała wrócić do tego tematu. Nobel dla Olgi tylko pomógł. Ale nawet bardziej pomógł znajomy księgarz dyrektora teatru Joachima Luksa, u którego Lux często sonduje, czy dana powieść cieszy się popularnością, co myślą o niej niemieccy czytelnicy itd. Księgarz był zachwycony „Księgami”. Może nie do końca w ten sposób zapadają decyzje w Thalia Theater, ale to ciekawa anegdota, którą opowiadał sam dyrektor.
Czytaj także: Ewelina Marciniak. Od „Króla” Twardocha do „Ksiąg Jakubowych” Tokarczuk
Duża scena Thalii rządzi się swoimi prawami, na widowni może zasiąść nawet tysiąc osób, więc teatr ostrożnie wybiera tytuły, najczęściej stawiając na klasykę. Nie mieliśmy szans wejść tam z „Boxerem”, był wystawiony na małej scenie. Ale Nobel dla Tokarczuk, a z drugiej strony powodzenie i nagrody dla „Boxera”, z pewnością pomogły przekonać teatr, że historia Jakuba Franka w interpretacji Eweliny Marciniak może przyciągnąć dużą widownię.
Czym jest dla pana ta książka?
Żadna inna książka Olgi nie jest propozycją tak totalną jak „Księgi Jakubowe”. Raz: z racji imponujących wymiarów opisywanego świata – rozległego i geograficznie, i czasowo – oraz ogromu pracy, jaka została włożona w zbadanie tematu. Dwa: ze względu na język literacki najwyższej próby, skrzący się od wspaniałych opisów ówczesnego życia i stanów psychicznych bohaterów, pełen detali, ciepła i humoru. Ten miks pracującej w tle wielkiej historycznej narracji z opowiadaniem przez drobiazg, mały gest, niuans jest zachwycający.