„Bajo bongo” w Romie. Komunistyczna kukurydza i ideologicznie wrogie melodie

Spektakl „Bajo bongo” w Teatrze Roma połączył beztroskie, chwytliwe piosenki z ponurymi czasami, w których one powstały, w dynamiczną całość teatralną.

Publikacja: 19.09.2024 04:30

Anna Sroka-Hryń jako Natasza Zylska w „Bajo bongo” w Teatrze Roma

Anna Sroka-Hryń jako Natasza Zylska w „Bajo bongo” w Teatrze Roma

Foto: Teatr Roma

Dziś już nikt takich piosenek nie pisze – pozornie błahych, w których nie ma mowy o buncie lub zniechęceniu, o depresji i beznadziei szarego świata, choć Natasza Zylska, dla której one powstawały, z pewnością wszystkich tych stanów doświadczała.

Dawniej dobra piosenka musiała mieć tzw. rybkę, zwaną też szlagwortem, czyli charakterystyczny fragment tekstu, który łatwo można było zapamiętać, oczywiście także dzięki wpadającej w ucho melodii. A całość układała się w pewną historyjkę, co teraz w Romie pomogło reżyserce Annie Wieczur stworzyć wokalno-aktorski spektakl.

Czytaj więcej

Anna Sroka-Hryń: Przeboje Nataszy Zylskiej skrywają tragiczne przeżycia i traumy

Piosenki z czasów, gdy Katowice stały się Stalinogrodem

W przedstawieniu „Bajo bongo” piosenek jest 16. Właściwie wszystkie śpiewała Natasza Zylska. Nawet przebój „Pyk, pyk z fajeczki” o górniku cieszącym się życiem na emeryturze, który wylansował zespół Śląsk, ale w pewnym momencie śpiewały go też dzieci na szkolnych akademiach oraz Natasza Zylska na pierwszym przesłuchaniu, gdy chciała zostać wokalistką.

Działo się to w czasach, gdy Katowice postanowiono przemianować na Stalinogród, czcząc pamięć wodza światowej rewolucji. „Bajo bongo” nie jest bowiem tylko składanką dawnych przebojów, autorka scenariusza Wiesława Sujkowska wmontowała je w opowieść o czasach, w których żyła Natasza Zylska, i o niej samej.

Dlaczego „Kukurydza” miała kłopoty w cenzurze

Niewiele wiemy o Nataszy Zylskiej. Przeżyła Zagładę, ale szczegółów o tym, w jaki sposób, nie zdradziła. W latach 50. zdobyła ogromną popularność i niespodziewanie wyjechała do Izraela. Tam nie chciano słuchać jej piosenek, dopiero więc po pewnym czasie ułożyła sobie nowe życie.

Czytaj więcej

Zamach na Stary Teatr: Minkowska, Perceval i Skrzywanek w nowym sezonie

Na realia PRL nakłada się w spektaklu estradowe życie w ciągłej trasie, rozmowy przy wódeczce, czasami przepychanki z cenzurą. Choćby z piosenką „Kukurydza”, która powstała po apelu sowieckich władz, by problemy z żywnością rozwiązywać masowym wysiewaniem kukurydzy. Natasza Zylska śpiewała zaś, że gęsto rosnąca kukurydza pozwala jej schronić się z chłopakiem przed natrętnymi gapiami. Nie był to ideologicznie słuszny efekt komunistycznego programu rozwoju rolnictwa.

Wszyscy tańczą „Bajo bongo”

Anna Sroka-Hryń, która śpiewa teraz w Romie te pozornie naiwne piosenki sprzed wielu dekad, nie stara się kopiować Nataszy Zylskiej. Zachowuje jej styl, wdzięk, ale patrzy na nią z perspektywy dzisiejszej kobiety. I dostrzega, że nie pokazują one słodkiej dziewczyny, ale kobietę, która wie, czego chce. Nawet jeśli są to tylko klipsy, ówczesny przedmiot pożądania. A w relacjach męsko-damskich choć jej serce na widok wybranego zabije żywiej „pik,pik, pik”, to nie cierpi, gdy mężczyzna jest bezwolny. Innemu zaś może pozwolić na znacznie więcej (w podszytej erotyzmem piosence o Piotrusiu).

Czytaj więcej

Musical „Heathers”. Przemoc, seks i śmierć w szkole

Na niewielkiej Novej Scenie Teatru Roma w umownej, skromnej scenografii Grzegorza Policińskiego Anna Wieczur potrafiła stworzyć dynamiczne widowisko ze zmieniającym się ciągle miejscem akcji. Annę Srokę-Hryń wspierają Marek Zawadzki i Michał Juraszek jako partnerzy do rozmów oraz rewelersi. A widzowie, którzy w zdecydowanej większości nie znali dotąd piosenek Nataszy Zylskiej, w finale ochoczo śpiewają z bohaterką „Bajo bongo” słowa tego przeboju: „kto ten dziwny taniec zna, ten tańczy go jak ja”.

Dziś już nikt takich piosenek nie pisze – pozornie błahych, w których nie ma mowy o buncie lub zniechęceniu, o depresji i beznadziei szarego świata, choć Natasza Zylska, dla której one powstawały, z pewnością wszystkich tych stanów doświadczała.

Dawniej dobra piosenka musiała mieć tzw. rybkę, zwaną też szlagwortem, czyli charakterystyczny fragment tekstu, który łatwo można było zapamiętać, oczywiście także dzięki wpadającej w ucho melodii. A całość układała się w pewną historyjkę, co teraz w Romie pomogło reżyserce Annie Wieczur stworzyć wokalno-aktorski spektakl.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Teatr
Teatr TV. Pojedynek Gombrowicza z Mrożkiem
Teatr
Zamach na Stary Teatr: Minkowska, Perceval i Skrzywanek w nowym sezonie
Teatr
Anna Sroka-Hryń: Przeboje Nataszy Zylskiej skrywają tragiczne przeżycia i traumy
Materiał Promocyjny
Premiera muzyczno-komediowego show z gwiazdami!
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Teatr
Musical „Heathers”. Przemoc, seks i śmierć w szkole