W teatrze wciąż doganiamy świat po pandemii. „Kreatur” miał premierę w czerwcu 2017 r., był wydarzeniem w Awinionie, teraz trafił na zakończony 28 lutego festiwal w Krakowie.
Kiedy pojawia się niemiecki teatr tańca, są też porównania z Piną Bausch, jakby nie było wcześniej pionierki tańca ekspresjonistycznego Mary Wigman, która jeszcze w czasie I wojny światowej odrzuciła taniec na pointach i wyzwoliła się z zależności od gotowej muzyki. Waltz pierwsze lekcje brała od studentki Wigman Waltraud Kornhass, ostatecznie nie zrezygnowała z tradycyjnie pojętej opowieści.
Pracując nad „Kreatur”, zaprosiła do współpracy trio Soundwalk Collective i holenderską projektantkę mody Iris van Herpen. Soundwalk Collective stworzył muzykę, która jest przetworzeniem dźwięków nagranych w dawnym berlińskim więzieniu Stasi, co współgra z zapowiedzianą w tytule odrażającą osobą. Zanim jednak bohaterowie opery choreograficznej, jak nazywa swoje prace Waltz, zetkną się z opresją, oglądamy czystą niewinność. Iris van Herpen przygotowała dla tancerek i tancerzy puszyste kostiumy przypominające mlecze z dzikiej łąki, delikatne i zwiewne, ale też niewytrzymujące presji zawieruchy, która spotyka nas w życiu.
Czytaj więcej
Nowy polski musical w Teatrze Syrena w życiu słynnego, XIX-wiecznego aktora chce odnaleźć tematy współczesne.
Na początku można odnieść wrażenie, że wyobraźnia Waltz materializuje się we współpracy z ultranowoczesną drukarką 3D, oglądamy bowiem figury i układy choreograficzne, które nie mieszczą się w głowie nawet wyrobionemu teatromanowi. Tymczasem czternaścioro tancerek i tancerzy synchronizuje swoje działania z niesamowitą intuicją. Abstrakcyjność przeradza się w absurdalność, gdy na pierwszy plan wychodzi brutalność społecznego życia. Schody nie służą wbrew pozorom temu, by wspiąć się na wyższy poziom: to rekwizyt syzyfowych prac. Gdy jedna z tancerek osiąga szczyt, dwójka innych ściąga ją na ziemię, bo najwyższa kondygnacja ląduje w punkcie rozpoczęcia wspinaczki. Typowy kołowrotek z dziedziny „wyścigu szczurów”. Można na to też spojrzeć z perspektywy chaplinady, trzeba jednak pamiętać, że Chaplinem inspirował się Kafka, pisząc „Proces”.