Najlepszy egzorcysta nie powstrzyma inwazji ciemnych mocy w filmie i teatrze.
Lada dzień premiera nowego odcinka sagi „Zmierzch" i musicalu „Młody Frankenstein" we wrocławskim Capitolu. Od września na kameralnej scenie Narodowego w „Sprawie" Jarockiego grasuje Lucyfer i miesza w polskiej polityce. W Teatrze Na Woli w „Wyzwoleniu" z wawelskiej krypty wychodzi wampir i namawia nas do życia w duchu martyrologii. Wzorem Adama Mickiewicza, którego najważniejszy bohater Gustaw-Konrad też jest przecież wampirem.
Właśnie od romantyzmu stał się on medium najwybitniejszych twórców, bo to fascynujący typ postaci, poprzez którą można przedstawić wszystkie odcienie horroru ludzkiej egzystencji: ciała, ducha, płci, seksualności, co opisała Maria Janion, matka chrzestna polskiego wampiryzmu, w książce „Wampir. Biografia symboliczna" (2003 r.).
Księżycowa fala
Grzegorz Jarzyna obcował z tą lekturą od dawna, gdy jeszcze nie śniło się filozofom, że szef zbuntowanego TR Warszawa wyreżyseruje w nobliwym Teatrze Narodowym spektakl inspirowany „Draculą" Stokera. Zaczął od „ukąszenia" Jana Englerta, który zagrał w „Teoremacie", pokazując rozpad osobowości człowieka wysoko postawionego. Teraz stworzył z udziałem dyrektora Narodowego wampiryczną symfonię grozy. Połączyła ona zespoły Narodowego i TR z Wolfgangiem Michaelem, gwiazdą wiedeńskiego Burgtheater – w takt niepokojącej muzyki Johna Zorna, guru nowojorskiej awangardy.
Fundamenty świata, który oglądamy w „Nosferatu", są mocno naruszone. Przepych pałacowego salonu w stylu art deco kontrastuje z rozpadającą się podłogą. Skądinąd wiemy, że rzecz dzieje się w kraju katolickim. Pewnie to Polska.