Dosadny, przenikliwy i bolesny. W sztukach Hanocha Levina rozmowa z Bogiem potrafi odbyć się w klozecie, bohaterowie ze szczegółami opowiadają o swojej fizjologii, a jednocześnie bardzo po ludzku wadzą się ze światem. Po latach nieobecności na polskich scenach trwa prawdziwy festiwal twórczości nieżyjącego od ponad dekady Levina.
Rodzina w metajęzyku
W połowie października tego roku w Ateneum Artur Tyszkiewicz przygotował „Szyca", w którym zagrali m.in. Wiktoria Gorodeckaja i Wiktor Zborowski. W ubiegłym roku wystawił on w teatrze IMKA polską prapremierę „Sprzedawców gumek" z Aleksandrą Popławską, Januszem Chabiorem i Łukaszem Simlatem. Spektakl został m.in. doceniony przez publiczność i dziennikarzy na XIII Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach.
„Szyc" to portret rodziny, w której miłość zastępuje chęć zysku i dosłownego wręcz pożerania świata. W „Sprzedawcach gumek" dla trójki bohaterów uczucie jest ryzykownym interesem, którego metaforą staje się spór o dziesięć tysięcy australijskich prezerwatyw.
– Levin pisze swoistym metajęzykiem, którym potrafi sytuacje wulgarne podnieść do wyższego poziomu – zauważa Artur Tyszkiewicz. – Jest w jego pisaniu coś z tradycji gogolowskiej i gombrowiczowskiej zarazem, takie wyjątkowe połączenie śmiechu, groteski, ale jednocześnie spraw niezwykle poważnych.
Miejski folklor
Do zwiększenia popularności Hanocha Levina w Polsce przyczynił się przede wszystkim „Krum" z TR Warszawa w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z 2005 r. Tekst z angielskiego przetłumaczył Jacek Poniedziałek, którego – jak sam przyznaje – pierwsza lektura Levina wbiła w podłogę.