Największy kraj UE zachowuje się od dziesiątków lat wyraźnie wstrzemięźliwie w sprawie obsady najwyższych stanowisk we Wspólnocie. Tradycję tę kontynuuje kanclerz Angela Merkel, wysyłając do Brukseli polityków z drugiego planu i nie ujawniając ambicji posiadania w Unii swego człowieka na najwyższych szczeblach unijnej hierarchii. – To zły sygnał – mówi Volker Perthes, szef wpływowej fundacji Nauka i Polityka. Jego zdaniem nadszedł już czas, aby Niemcy zerwały z tradycją, wykazując właśnie teraz wolę wsparcia nowych unijnych instytucji. Podobne opinie spotkać można w prasie. – Jakie są przyczyny naszej powściągliwości? Dlaczego właściwie na czele unijnej dyplomacji nie mógłby stanąć Joschka Fischer czy Frank-Walter Steinmeier?

– pytają coraz częściej niemieckie media. Podobne pytania pojawiają się w prywatnych rozmowach niemieckich polityków, ale żaden z nich nie formułuje ich publicznie.

Niemcy zdają sobie sprawę z obciążeń historycznych i nie chcą sprawiać wrażenia, iż jako najsilniejszy kraj w UE dążą do hegemonii – twierdzi Cornelius Ochmann, ekspert fundacji Bertelsmanna. Zwraca też uwagę na niemiecką strategię obsadzania ważnych stanowisk na niższych szczeblach unijnej administracji. Zgodnie z tym planem sekretarzem generalnym Rady Europejskiej miałby zostać Uwe Corsepius, bliski współpracownik Angeli Merkel. Berlin szykuje się także do walki o stanowisko szefa Europejskiego Banku Centralnego dla Axela Webera, obecnego szefa Bundesbanku. Niemcem jest także sekretarz generalny Parlamentu Europejskiego Klaus Welle.

To właśnie za pośrednictwem takich stanowisk Niemcy zaspokajają swe ambicje wpływania na bieg wydarzeń w UE. – Z jednej strony jest to przemyślana strategia, z drugiej brak w Niemczech polityków zainteresowanych karierą w instytucjach unijnych, co wiąże się z koniecznością rezygnacji z ambicji politycznych we własnym kraju – tłumaczy Ulrike Guerot z European Council of Foreign Relations. Byli szefowie niemieckiej dyplomacji Fischer i Steinmeier nie wchodzą w grę, gdyż nie są członkami ugrupowania Angeli Merkel. A innych kandydatów Niemcy po prostu nie mają.

[i]—Piotr Jendroszczyk z Berlina [/i]