Niebezpieczeństwo relatywizmu polega na tym, że wydaje się on tak jasny i tak bliski dzisiejszym ludziom. Jednak jego przyjęcie oznacza, że odpowiedzi na wszystkie wielkie pytania ludzkiego bytu - pytanie o sens życia, o śmierć, o Boga, a także kwestie etyczne - stają się czymś arbitralnym i dowolnym. A gdy odpowiedzi na wielkie pytania etyki są czymś dowolnym, gdy te pytania nie znajdują żadnej wspólnej odpowiedzi, człowiek znajduje się w niebezpieczeństwie. W tej mierze relatywizm zagraża nie tylko naszej wierze, która staje się tylko jedną odmianą wśród wielu światopoglądów, ale także moralnej więzi łączącej ludzkość.
Chcielibyśmy pogłębić to pytanie. Można dziś często usłyszeć, niekiedy twierdzą tak nawet niektórzy biskupi katoliccy, że wszystkie wielkie religie są prawdziwe, a religia chrześcijańska stanowi tylko najkrótszą drogę do Boga. Co sądzi ksiądz kardynał o takiej postawie?
W żadnym razie nie można powiedzieć, że wszystkie religie są prawdziwe. Raczej: we wszystkich religiach, albo w większości religii są - obok aspektów błędnych i wątpliwych - elementy prawdy. W tej mierze religie nie tylko w jakiś sposób zbiegają się ze sobą, ale też niosą w sobie wewnętrzną dynamikę ku wierze chrześcijańskiej. Powtórzę: religie nie są ani zupełnie prawdziwe, ani zupełnie fałszywe; znajdują się w nich, w bardzo różnym stopniu, tak elementy prawdy, jak i fałszu. Bowiem religie pochodzą w części z naturalnego objawienia. Człowiek nie stał się przecież zupełnie ślepy na Boga; jako katolicy nie uważamy, że grzech pierworodny spowodował całkowitą ślepotę i absolutne zniszczenie. Wciąż jeszcze Bóg mówi w człowieku. Tak więc w religiach możemy odnaleźć to pierwotne odsłonięcie się Boga, chociaż jest ono w różny sposób zaciemnione. W tym sensie zatem, uważam, nie wolno traktować religii jako po prostu zamkniętych w sobie istot, ale trzeba na nie patrzeć jako na realności dynamiczne. To znaczy z jednej strony, że pochodzą one od Stwórcy, ale z drugiej strony - czekają na pełniejsze objawienie. Widzimy, że przez zniekształcenia, pochodzące z grzechu, odbija się w religiach w pewien sposób prawda Stwórcy. Ale też one same wskazują, że są czymś niewystarczającym i ukrywają w sobie oczekiwanie na Zbawiciela, które ostatecznie jest oczekiwaniem na Chrystusa.
Księże kardynale, ksiądz mówi teraz o różnych religiach w sposób abstrakcyjny. Czy jednak mógłby nam ksiądz kardynał pokazać dokładniej, jak to rozróżnienie elementów prawdziwych i błędnych ma wyglądać? Weźmy na przykład hinduizm lub buddyzm, które to religie stały się popularne na Zachodzie, także w Polsce.
Dobrze, weźmy na przykład pod uwagę hinduizm, który stanowi zbiorczą nazwę dla różnych religii. Znajdziemy tam między innymi naukę o awatarach, o zstąpieniach Boga. W mitach krysznaickich znajdziemy całkiem zdumiewające przygotowanie do tajemnicy Chrystusa. Pozwala to rozpoznać w nich pragnienie, tęsknotę, przeczucie Chrystusa. Pozostają one jednak tylko marzeniem. Marzeniem, które nie znalazło jeszcze swego wypełnienia. Tak więc można, sądzę, bardzo dobrze zobaczyć, do jakiego stopnia właśnie w tej myśli o awatarach znajduje się niebezpieczeństwo: człowiek nie chce już Chrystusa i czyni z niego kolejny awatar, jedną z wielu epifanii boskości. A więc z jednej strony nadzieja, tęsknota i droga, z drugiej - niebezpieczeństwo. Albo przyjrzyjmy się zjawisku bhakti, idei miłości, która ma ważne miejsce w znaczących prądach hinduizmu. Hinduiści zbliżają się tu do chrześcijańskiego przykazania miłości, mogą jednak też ulec pokusie, wyobrażeniu, że nie potrzebują już Chrystusa. Albo niech panowie - w przypadku buddyzmu - zwrócą uwagę na pragnienie przezwyciężenia granic własnego ja, na pragnienie zjednoczenia się z podstawą świata, a więc na tendencję, za sprawą której człowiek zostaje wyprowadzony z tego, co czysto empiryczne. To tu budzi się w nim tęsknota za zetknięciem się z Bogiem. Jednocześnie może tu zniknąć oblicze Boga osobowego. Ba, z powodu buddyzmu człowiek może bronić się przed Bogiem osobowym, tak jakby wiara w niego była antropomorfizmem, a więc wartością przedostateczną. Tak więc droga do Chrystusa może się tu albo otworzyć, albo zamknąć. W mahayanie znajdujemy etykę współczucia, w której znowu możemy odnaleźć elementy prowadzące do Chrystusa. Tak więc, gdy dokładniej wejrzymy w istotę religii, zobaczymy coś podwójnego: zranienie przez grzech, brak, ale także to, co pozytywne - tęsknotę, bycie w drodze, w pewien sposób jakby przedwiedzę o tajemnicy Chrystusa.
W książkach niektórych teologów katolickich można dziś przeczytać, że powinniśmy się w większym stopniu zainteresować ideą reinkarnacji, gdyż stanowi ona nową nadzieję. Czy katolikowi wolno wierzyć w reinkarnację?