Jeszcze w trakcie wojny izraelska armia przedstawiała się jako „najbardziej humanitarne wojsko na świecie”. Dowodem na to miało być wpuszczanie do Strefy Gazy żywności czy zrzucanie specjalnych ulotek ostrzegających cywilów przed bombardowaniami.
Jak się jednak okazało w ostatnich dniach, piechota walcząca w Strefie Gazy stosowała metody o wiele mniej humanitarne. Wszystko zaczęło się od relacji złożonych przez żołnierzy w wojskowej akademii Orani. Młodzi ludzie opowiadali, jak kazano im strzelać do cywilów – między innymi do staruszki – i demolować palestyńskie domy.
W ostatnich dniach izraelskie gazety donoszą o kolejnych zbrodniach i wykroczeniach popełnianych przez żołnierzy. Wielu z nich zdecydowało się złamać nałożony na nich przez oficerów zakaz milczenia w sprawie tego, co robili i widzieli w Strefie.
– Nasz dowódca powiedział nam: strzelajcie i nie obawiajcie się konsekwencji – opowiadał 33-letni rezerwista Amir Marmor. – Od 12 lat jestem regularnie powoływany do służby i zawsze mówiono nam, żebyśmy starali się unikać ofiar cywilnych. Tym razem powiedziano nam, że musimy odłożyć na bok moralność – dodał.
Gazeta „Haarec” opublikowała zaś pisemny rozkaz, który jeden z polowych dowódców wydał swoim podkomendnym. Napisał w nim, żeby żołnierze strzelali do osób niosących pomoc rannym Palestyńczykom.