Izrael jest przekonany, że na Donaldzie Trumpie się nie zawiedzie

Wygląda na to, że wybór nowego prezydenta USA może realia zmienić na Bliskim Wschodzie z korzyścią dla państwa żydowskiego.

Publikacja: 13.11.2024 04:39

Donald Trump

Donald Trump

Foto: AFP

Mało kto poza USA oczekuje z takim zniecierpliwieniem objęcia przez Trumpa władzy jak Izrael. Prezydent elekt miał w poprzedniej kadencji dobre kontakty z premierem Beniaminem Netanjahu.

To właśnie Trump przeniósł amerykańską ambasadę do Jerozolimy, wyprowadził USA z międzynarodowego porozumienia nuklearnego z Iranem (JCPOA), ogłosił, że żydowskie osiedla na okupowanym Zachodnim Brzegu nie są nielegalne i uznał suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan, ambasadorem w Izraelu został David Friedman, bogaty żydowski przedsiębiorca i przyjaciel rodziny, a pełnomocnikiem do spraw Izraela i Bliskiego Wschodu Jared Kushner, zięć prezydenta, za sprawą którego córka Ivanka przeszła na judaizm.

Czytaj więcej

Były szef izraelskich służb: Niezależnie od tego, kto wygra, w interesie Ameryki jest zakończenie wojny

To także z inicjatywy administracji Trumpa doszło do uznania Izraela przez kilka państw arabskich (tak zwane porozumienia Abrahamowe).

Czy Izrael może liczyć na zgodę USA na aneksję Zachodniego Brzegu Jordanu?

Premier Netanjahu stawiał więc jednoznacznie na zwycięstwo Donalda Trumpa, licząc na wsparcie swojej polityki. Znacznie więcej obiecuje sobie izraelska skrajna prawica, która zapewnia przetrwanie rządowi Netanjahu.

W poniedziałek skrajnie prawicowy minister finansów Bezalel Smotricz oświadczył, że dzięki powrotowi Trumpa rok 2025 będzie „rokiem suwerenności w Judei i Samarii (czyli Zachodnim Brzegu Jordanu), a minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gewir uznał, że nadszedł „czas na suwerenność", a więc pełnej swobody podejmowania decyzji przez Izrael. 

Oceny te są oparte na nadziejach, że wybór Trumpa otwiera drogę do rewitalizacji planu Jareda Kushnera w części zakładającej  aneksję ogromnych obszarów okupowanego Zachodniego Brzegu. Miało to wprawdzie nastąpić w zamian za ustanowienie państwa palestyńskiego, co jednak Izraelczycy zdecydowanie odrzucali. A władze Autonomii Palestyńskiej oponują przeciwko aneksji części Zachodniego Brzegu zasiedlonego już przez ponad 400 tys. żydowskich osadników. 

Nadzieje obu nacjonalistycznych ministrów nie biorą pod uwagę, że przez ostatnie cztery lata na Bliskim Wschodzie zaszły gruntowne zmiany. Jakby nie było ataku Hamasu na Izrael 7 października ubiegłego roku i wojny w Gazie, bezprecedensowej zbrojnej konfrontacji Izraela z Iranem oraz wojny z Hezbollahem w Libanie. 

Premier Netanjahu ogłosił właśnie, że kolejnym ambasadorem Izraela w USA będzie Jechiel Leiter, były lider żydowskich osadników, zwolennik aneksji Zachodniego Brzegu. Jego zadaniem w Waszyngtonie ma być promowanie takiego rozwiązania. 

Nie jest jasne, w jakim stopniu plany obu ministrów popiera sam Netanjahu, lecz premier ogłosił właśnie, że kolejnym ambasadorem Izraela w USA będzie Jechiel Leiter, były lider żydowskich osadników, zwolennik aneksji Zachodniego  Brzegu. Jego zadaniem w Waszyngtonie ma być promowanie takiego rozwiązania. 

Czytaj więcej

Beniamin Netanjahu w USA. Liczy na Donalda Trumpa

Portal „Times of Israel” studzi tego rodzaju nadzieje, powołując się na rozmowy z trzema byłymi członkami gabinetu Trumpa, którzy ostrzegają, że błędem jest utożsamianie jego drugiej administracji z pierwszą. Ich zdaniem wsparcie dla kontrowersyjnego planu Kushnera z 2020 roku może obecnie utrudnić inne cele amerykańskiej polityki zagranicznej. 

Co dalej ze Strefą Gazy? Niemiecki ekspert: „Jedno jest pewne, administracja Trumpa będzie dążyć do rozwiązań na warunkach korzystnych dla Izraela”

Nie tylko w Izraelu, ale we wszystkich stolicach Bliskiego Wschodu trwa oczekiwanie na pierwsze kroki powstającej nowej administracji Donalda Trumpa. Nic nie wskazuje na rychłe zakończenie wojny w Gazie. Nie widać końca walk z niedobitkami Hamasu, a sytuacja humanitarna jest nadal katastrofalna, nie mówiąc o ofiarach śmiertelnych, których liczba przekroczyła już 43 tys. osób.

Donald Trump wezwał w czasie kampanii Izrael do zakończenia wojny w Gazie, co nie spotkało się z pozytywnym przyjęciem przez prawicowych nacjonalistów w Izraelu. Równocześnie Hamas zapewnił, że jego stanowisko wobec Izraela zależeć będzie od polityki USA wobec Palestyńczyków. 

– Trudno sobie wyobrazić podjęcie konkretnych inicjatyw bez rozwiązania sytuacji w Gazie – mówi „Rzeczpospolitej” Peter Lintl, ekspert berlińskiego think tanku Wissenschaft und Politik. Dotyczy to zarówno problemu palestyńskiego, wojny z Hezbollahem, zbrojnego konfliktu izraelsko-palestyńskiego czy relacji Izraela z Arabią Saudyjską, która odmawia kategorycznie uznania Izraela bez rozwiązania sprawy palestyńskiej.

– Nie wiadomo, jaki kształt mogą przybrać próby uregulowania tych spraw, ale jedno jest pewne, że administracja Trumpa będzie dążyć do rozwiązań na warunkach korzystnych dla Izraela – tłumaczy Peter Lintl. 

Jak za prezydentury Donalda Trumpa mogą wyglądać stosunki Stanów Zjednoczonych z Iranem? 

Jeszcze większą niewiadomą są przyszłe relacje USA z Iranem, zwłaszcza w obliczu najnowszych oskarżeń władz w Teheranie o przygotowania do zamachu na Trumpa, najprawdopodobniej w czasie kampanii wyborczej.

Może to wróżyć jeszcze większe zaostrzenie kursu wobec Iranu niż za pierwszej kadencji. Wycofaniu się Trumpa w 2018 roku z zawartego trzy lata wcześniej porozumienia atomowego (JCPOA) towarzyszyło żądanie, aby Iran zaprzestał wspierania swych sojuszników w regionie, a więc Hamasu, Hezbollahu, jemeńskich Huti oraz innych organizacji terrorystycznych.

Dwa lata później z polecenia Donalda Trumpa zginął gen. Kasem Sulejmani, dowódca elitarnych irańskich oddziałów, koordynujących działania niepaństwowych sojuszników Teheranu w regionie. 

Mimo tych wydarzeń na wieść o wyborze Trumpa w Iranie pojawiły się głosy o konieczności zmiany kursu Teheranu wobec Waszyngtonu. Opinie te publikowane zostały nawet w prasie, jak w reformatorskim dzienniku „Szargh”,  który uznał, że jest to zadanie dla wybranego niedawno, uchodzącego za reformatora prezydenta Masuda Pezeszkiana. Jest to niewykonalne bez zgody najwyższego przywódcy ajatollaha Ali Chamenei, którego poglądom bliższe jest stanowisko dziennika „Hamszahri”.

Dziennik ten opublikował wizerunek Trumpa w stroju więziennym z podpisem „Powrót zabójcy”. Sam Trump przekonywał niedawno, że jego głównym żądaniem jest obecnie rezygnacja Teheranu z planów tworzenia broni nuklearnej. Twierdził także, że Izrael ma wolną rękę w zaatakowaniu instalacji atomowych w Iranie, a o resztę powinien się „martwić się później”

Trump jest wprawdzie nieprzewidywalny i wiele zależy od jego współpracowników. Najważniejsze, że wielu z nich sprzyja Izraelowi – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Efraim Inbar, szef konserwatywnego think tanku Jerusalem Institute for Strategic Studies

Równocześnie Brian Hook, pełnomocnik ds. Iranu w pierwszej administracji Trumpa, udowadniał w telewizji CNN, że przyszły prezydent nie dąży do zmiany władzy w Teheranie, lecz rozumie, że reżim ajatollahów jest głównym czynnikiem braku stabilizacji na Bliskim Wschodzie. 

– Trump jest wprawdzie nieprzewidywalny i wiele zależy od jego współpracowników. Najważniejsze, że wielu z nich sprzyja Izraelowi. Wygląda na to, że sekretarzem stanu zostanie Marco Rubio, który dał się poznać jako przyjaciel Izraela. Podobnie jak Elise Stefanik, która zostanie ambasadorem USA przy ONZ – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Efraim Inbar, szef konserwatywnego think tanku Jerusalem Institute for Strategic Studies.

Polityka
Reuters: Otoczenie Donalda Trumpa przygotowuje czystkę w armii USA
Polityka
Nowy rząd Niemiec najwcześniej w marcu 2025. Prawie pewny kandydat na kanclerza
Polityka
Partyjne szachy opóźniają start nowej Komisji Europejskiej
Polityka
Umowa UE z Mercosurem. Lek Europy na Trumpa i Xi
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Polityka
Pete Hegseth. Donald Trump stawia fanatyka na czele Pentagonu
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje