– Przed Zawahirim stoi trudne zadanie: odbudowanie al Kaidy – mówi „Rz” Paul Beaver, ekspert ds. terroryzmu brytyjskiej Izby Gmin. – Organizacja straciła nie tylko bin Ladena, ale także wielką liczbę dowódców średniego szczebla. Jest praktycznie niewidoczna ani w Afryce Północnej, ani w Jemenie, choć sytuacja wydaje się tam idealna do wykorzystania.
Nowy lider al Kaidy urodził się w zamożnej rodzinie kairskiej w 1951 r. Jego ojciec był profesorem farmakologii, jeden z wujów – szefem Ligi Arabskiej. Już w szkole młody Ajman związał się z islamistami i mając 15 lat, po raz pierwszy trafił do więzienia za przynależność do nielegalnego wówczas Bractwa Muzułmańskiego. Działalność polityczna nie przeszkodziła mu w nauce – studiował medycynę i w 1974 r. otrzymał dyplom magistra chirurgii. Na przedmieściu Kairu założył klinikę, w której praktykował jako lekarz. Jego poglądy stawały się jednocześnie coraz bardziej radykalne. W 1973 r. wstąpił do ekstremistycznego Islamskiego Dżihadu.
W następstwie udanego zamachu dżihadystów na prezydenta Anwara Sadata władze zorganizowały masową obławę, zamykając w więzieniu również Zawahiriego. Był tam poddawany torturom i, według niektórych relacji, wydał policji jednego ze współtowarzyszy. Podczas zbiorowego procesu organizacji wystąpił jednak w roli jej głównego rzecznika i zdobył sobie duży poklask. – Tak, chcemy zbudować islamskie państwo i islamskie społeczeństwo – grzmiał na sali rozpraw.
Został skazany tylko na trzy lata – za nielegalne posiadanie broni. Po wyjściu z więzienia w 1985 r. wyjechał do Arabii Saudyjskiej, a następnie do zajętego przez Sowietów Afganistanu. Wkrótce poznał tam Osamę bin Ladena, który prowadził obóz szkoleniowy dla mudżahedinów walczących z Moskwą.
Do ścisłej współpracy obu fanatyków miało jednak dojść dopiero w przyszłości. W latach 90. Zawahiri powrócił bowiem do Egiptu i stanął na czele odradzającego się Islamskiego Dżihadu. – Wtedy rozwinął się w pełni jego talent organizatora wojny terrorystycznej. Pod jego kierownictwem grupa dokonała serii zamachów, w których zginęło około 1200 ludzi – mówi Paul Beaver.