Na początku sierpnia włoski parlament przyjął ustawę oszczędnościową. Uzyskane dzięki niej  50 miliardów euro miało w roku 2014 doprowadzić do likwidacji deficytu budżetowego. Agencje ratingowe i rynki finansowe zareagowały jednak bardzo sceptycznie. Stojący przed koniecznością sprzedaży dalszych obligacji na  obsługę długu publicznego (1,9 biliona euro, 120 procent PKB) włoski rząd znalazł się pod ścianą. Wówczas Europejski Bank Centralny (ECB) wystosował poufny list do włoskiego rządu, zawierając w nim twarde warunki zakupu włoskich obligacji. W  efekcie ECB nabył włoskie papiery dłużne o wartości 12 miliardów euro na przyzwoitych warunkach, a włoski rząd ogłosił drakoński plan oszczędności na dalsze 45 miliardów euro, i to do   2013 roku, wraz z obietnicą zbilansowania o rok wcześniej finansów państwa.

Złupić zaradnych

Tym razem jednak rząd sięgnął głęboko do kieszeni klasy średniej. Obłożył na najbliższe trzy lata tzw. podatkiem solidarnościowym w wysokości 5 procent zarobki powyżej 90 tysięcy euro rocznie, a 10 procent te powyżej 150 tysięcy euro. Takich osób (wnosząc z deklaracji podatkowych) jest niemal 600 tysięcy. To w większości drobni i średni przedsiębiorcy, którzy wraz z rodzinami i pracownikami stanowią trzon elektoratu Silvia Berlusconiego. To właśnie im premier obiecał, że nigdy nie podniesie podatków, a nawet zmniejszy tak, że suma danin na rzecz państwa nie przekroczy 33 procent. Właśnie dzięki tym obietnicom, a także przyrzeczeniu przekształcenia państwa w sprawnie działające przedsiębiorstwo na  wzór jego własnych, Berlusconi trzykrotnie został premierem. Tymczasem zdaniem pesymistów po wprowadzeniu planowanych oszczędności i podatków rzeczywista presja fiskalna wzrośnie w przyszłym roku do 55 procent.Nawet wspierająca Berlusconiego prawicowa prasa nazwała plan oszczędnościowy politycznym samobójstwem.

Dziennik „Libero" w ostatnią niedzielę wołał z pierwszej strony: „Silvio! Stój!". Już następnego dnia w tym samym miejscu można było przeczytać: „Partia antypodatkowa". Pod spodem naczelny Maurizio Belpietro, jeden z najbardziej znanych włoskich publicystów, obiecał wsparcie i łamy wszystkim, którzy stworzą organizację na wzór amerykańskiej Tea Party, odwołującej się do protestu bostończyków z 1773 roku przeciwko brytyjskim podatkom (zatopili wówczas ładunek herbaty trzech statków). Sukces propozycji przeszedł najśmielsze oczekiwania. Serwer dziennika padał kilkakrotnie. Jak wynika z nadsyłanych e-maili, tysiące włoskich przedsiębiorców i przedstawicieli wolnych zawodów czuje się zdradzonych przez Berlusconiego i chętnie, także w odruchu obrony przed szykującą się do przejęcia władzy lewicą, wspiera inicjatywę. Chcą, by kierował nimi Belpietro. Ten w środę zatytułował swój komentarz bardzo wymownie: „Gdy się złamie pakt z wyborcami".

Lament klasy średniej

Ze wszystkich włoskich mediów od kilku dni dobiega jeden wielki lament klasy średniej. Czuje się ona nie tylko zdradzona, ale i bezradna. W przyszłość patrzy z niepokojem. Świetnie wyglądająca na papierze suma 90 tysięcy euro rocznych zarobków to zaledwie 3700 euro miesięcznie na rękę. Jeśli za tę sumę trzeba spłacać kredyt mieszkaniowy, utrzymać dzieci, a często także niepracującą żonę, to rzeczywiście, szczególnie w dużym mieście, trudno związać koniec z końcem. Dlatego włoski episkopat spytał: „A co z rodziną?". Słowem, trwający 17 lat romans włoskiej klasy średniej z Berlusconim definitywnie dobiegł końca. Nowy plan oszczędnościowy (który musi jeszcze zatwierdzić parlament) nawet zdaniem gorących zwolenników premiera przypieczętował jego polityczny los.

Na razie trudno przesądzać o politycznych losach włoskiej Tea Party. Przede wszystkim dlatego, że brak jej frontmena. Maurizio Belpietro tłumaczy, że najlepiej przysłuży się jej jako dziennikarz. Jeśli jednak lider w końcu się znajdzie, to może znakomicie wykorzystać coraz powszechniejszy gniew i pogardę Włochów dla całej klasy politycznej. Włoscy drobni i średni przedsiębiorcy, motor tutejszej gospodarki, szukają już bo- wiem nowego męża zaufania. Premier Silvio Berlusconi sromotnie ich zawiódł. Ale i oni bardzo zawiedli jego. Za sprawą oszustw podatkowych budżet państwa traci rocznie 120 miliardów euro. Nielegalny obieg gospodarki wytwarza około 20 procent PKB, czyli 350 miliardów euro. Około 600 miliardów euro Włosi ukrywają zaś na swoich kontach za granicą.