Pierwszy przestał jeść szef delegacji Filipin, Nadarev Sano. Poruszony tragedią swoich rodaków po uderzeniu tajfunu Hayian zapowiedział, że nie przyjmie pokarmu, dopóki w Warszawie nie zostanie podjęta wiążąca decyzja o ograniczeniu emisji dwutlenku węgla i uruchomieniu funduszy na pomoc dla dotkniętych ociepleniem krajów. Wczoraj na Stadionie Narodowym głodowało już przeszło czterdzieści osób, także z krajów afrykańskich.
– Skutki ocieplenia klimatu zaczynają się z pozoru niewinnie, od przesunięcia pory deszczowej z lutego–marca na maj–czerwiec. Ale dla rolników – a oni stanowią 70 proc. mieszkańców Afryki subsaharyjskiej– to jest tragedia – tłumaczy „Rz" Joseph Yaovi, który przyjechał z Togo.
Gdy deszcz spada później, przed nadejściem pory suchej nie ma wystarczająco czasu na wegetację roślin. Zbiory są więc słabe, a czasem w ogóle ich nie ma. Co prawda zachodnie koncerny opracowały genetycznie zmodyfikowane odmiany zbóż, które dojrzewają w krótszym czasie. Ale większości rolników na to nie stać. A ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, skarżą się na jakość ziarna.
Deszcz zabiera wszystko
Gdy deszcz przychodzi później, jest o wiele bardziej intensywny. A to oznacza katastrofalne powodzie.
– Na wsi buduje się domy z gliny, które w ciągu kilku godzin po prostu się rozpadają. Giną stada bydła. Ludzie momentalnie tracą dorobek życia, bo w Afryce ubezpieczenia nie są znane – mówi naszej gazecie Ibrahim Mbamoko, działacz ekologiczny z Kamerunu.