Nazywa się Amin al-Hadż. Jest Libańczykiem i to szyitą, ale w przeciwieństwie do swoich kolegów, a nawet członków rodziny nie wstąpił do radykalnego antyizraelskiego Hezbollahu, ale służył Izraelowi.
Teraz jest rozgoryczony, czemu dał wyraz w pierwszym wywiadzie, którego udzielił izraelskiej gazecie „Jedijot Achronot".
- Wykorzystano mnie, wyciśnięto wszystko, co mogłem dać. Mój paszport jest już nieważny, żyję w Izraelu bez żadnych praw, nie mam ubezpieczenia, pomaga mi tylko kilku przyjaciół – mówi al-Hadż, który w najlepszym okresie swojej szpiegowskiej działalności wystawił Izraelczykom setki palestyńskich terrorystów i kandydatów na terrorystów oraz pozwolił przechwycić tony broni i amunicji. Do ojczyzny nie może wrócić – czeka tam na niego kilka wyroków śmierci.
Siatka luksusowych prostytutek
Zorganizował między innymi siatkę luksusowych prostytutek w Limassol na Cyprze, ulubionym punkcie przesiadkowy wielu aktywistów OWP w tamtych czasach. Rozochoceni alkoholem i towarzystwem pięknych pań Palestyńczycy ujawniali wiele ważnych dla Izraela tajemnic, „kto przyjeżdża, kto wyjeżdża i jak się zamierza dostać" na terytorium Izraela czy Libanu.
Dzięki informacjom zebranym w łóżkach prostytutek oraz od współpracujących z al-Hadżem taksówkarzy i celników Mossad mógł bez trudu wyłapywać spośród tysięcy jachtów i statków wypływających z Cypru te, na których pokładzie byli aktywiści OWP. Nie mordowano ich i nie wrzucano ciał do morza, jak mówi cytowany przez „Jedijot Achronot" były oficer izraelskich służb, lecz „intensywnie przesłuchiwano".