Tu już trzecia udana pokerowa zagrywka Davida Camerona, szefa brytyjskiego rządu. We wrześniu niespodziewanie większością głosów (55 do 45 proc.) szkoccy nacjonaliści ponieśli klęskę w referendum nad niepodległością prowincji. A miesiąc temu, również zaskakująco, torysi zdobyli bezwzględną większość w Izbie Gmin.
We wtorek tylko 27 deputowanych torysów opowiedziało się przeciwko warunkom przeprowadzenia referendum w sprawie pozostania kraju w Unii. To niewiele, bo cały klub Partii Konserwatywnej w Izbie Gmin liczy 330 członków.
Cameron poszedł na ustępstwa wobec lidera eurosceptycznej frakcji sir Williama Casha. Zgodził się, aby referendum nie przypadło tego samego dnia co wybory regionalne w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej w maju przyszłego roku. To ułatwiłoby zadanie entuzjastom integracji, bo w szczególności Szkoci są zwolennikami zacieśnienia współpracy z Brukselą.