W przemysłowych hodowlach zwierząt w Polsce powszechnie stosuje się antybiotyki – ich zużycie lawinowo wzrosło. Przez „dziurawy" system nadzoru nie ma pewności, czy leki były potrzebne, i czy drób lub wieprzowina trafiająca do sklepów jest zdrowa – wynika z raportu NIK, którego ustalenia poznała „Rzeczpospolita".
– Wyniki kontroli są bardzo niepokojące. Obawiamy się, że problem dotyczy nie tylko województwa, które zbadaliśmy, ale całego kraju – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli, zapowiadając ogólnokrajową kontrolę.
Kwestia faszerowania antybiotykami zwierząt, których mięso później kupujemy, odżywa co jakiś czas. Teraz oficjalna instytucja potwierdza, że problem istnieje. Aż 70 proc. hodowców zwierząt z woj. lubuskiego objętych monitoringiem wody i pasz stosowało antybiotyki, a w przypadku indyków i kurcząt rzeźnych odsetek ten przekraczał 80 proc. hodowli. Np. w jednym z powiatów na 15 hodowców zwierząt antybiotyki stosowało dziesięciu, z tego ośmiu w ostatnich trzech miesiącach. Z kolei w innym – 14 z 15.
Jeśli wierzyć dokumentacji, względy były lecznicze. Jednak „urzędowy obraz może nie oddawać rzeczywistości", bo system nadzoru ma luki.
„Przypadki braku ewidencji leczenia zwierząt w gospodarstwie stwierdzono we wszystkich skontrolowanych powiatowych inspektoratach weterynaryjnych" – wskazuje NIK.