David wspomina, jak się cieszył, gdy w jego wsi pojawiły się gruzińskie wojska. Pierwszy raz widział tyle czołgów. – Chwilę później zaczęły spadać rosyjskie bomby – opowiada. Wieś zrównano z ziemią, a z ich domu zostały tylko fundamenty. – Wszyscy zaczęli w popłochu uciekać w stronę Tbilisi – wspomina. Widział ludzi rozszarpanych przez bomby. Z rodzicami i starszą siostrą trafił do prowizorycznego ośrodka w stolicy Gruzji. Bez odzieży i środków do życia. – Od swojego sołtysa dowiedziałem się, że polski prezydent zaoferował dzieciom uciekinierom wakacje w Polsce – opowiada. Dostał prowizoryczny paszport. Do samolotu zabrał tylko parę butów i koszulkę, bo tyle miał przy sobie.
Mari opowiada, że tyle słyszała o pięknych krajach i zawsze marzyła, by pojechać na wakacje. – Nie myślałam, że to będzie tak nagle i tak daleko – mówi. Z koleżankami uczy się polskich piosenek. Jest zadowolona, ale tęskni za mamą, dwoma siostrami, a zwłaszcza za tatą policjantem, który został w zbombardowanej wsi w Osetii.
– Nie ma już mojego miasta – ociera łzy 16-letni Akaki Beruaszwili z Gori. – 80 tysięcy ludzi nagle musiało wszystko zostawić, by uciekać przed rosyjskimi bombami.
Młodzi Gruzini przez dwa tygodnie będą wypoczywać w luksusowym hotelu Laworta w Ustrzykach Dolnych. Jego właściciele, bracia Zbigniew i Stanisław Lichwa, zaoferowali im darmowy pobyt. By przyjąć dzieci, odmówili rezerwacji wielu turystom. – Od biznesu czasami ważniejszy jest gest płynący z potrzeby serca – mówi Zbigniew Lichwa.
Spontaniczną pomoc zaoferowało wiele osób i instytucji. – Jedni chcą wozić dzieci za darmo statkiem po Solinie, ktoś zaproponował słodycze, jeszcze inny napoje, firma Teslo – odzież – wylicza Anna Pakuła-Sacharczuk, która w imieniu Kancelarii Prezydenta i marszałka Podkarpacia koordynuje pobyt dzieci. Zgłosiło się również wielu wolontariuszy do opieki nad młodymi Gruzinami.