Wczoraj odbyła się inauguracyjna sesja parlamentu regionu Brukseli. Wzięła w niej udział ubrana w chustę Mahinur Özdemir z partii francuskojęzycznych chadeków CDH, która jako jedna z najmłodszych na sali wygłosiła nawet słowo wstępne.
Jest przedstawicielką trzeciego pokolenia imigrantów tureckich. Muzułmanką, choć – jak twierdzi – chusta to jej osobisty wybór. Jej siostra chodzi z odkrytą głową. Nie zamierza ściągnąć chusty w parlamencie brukselskim, stając się przez to pierwszą deputowaną w historii Belgii, a nawet pierwszą w Europie kontynentalnej, która w ten symboliczny sposób zaprezentuje swoje przywiązanie do islamu.
Özdemir nie zamierza się też zrzekać mandatu, czego żądają od niej niektórzy przeciwnicy polityczni. Obrońcy muzułmańskiej deputowanej wskazują, że prawo nie zabrania deputowanym noszenia symboli religijnych.
– Nie powinno być ograniczenia wolności w tym zakresie. Co innego, jeśli chodzi o funkcje publiczne – przekonywał Bernard Clerfayt, liberał, burmistrz brukselskiej gminy Schaerbeek, w której deputowana była wcześniej radną. Jak zresztą wspomina, zachowywała się neutralnie.
Zdaniem konstytucjonalistów trzeba rozróżniać między deputowanymi a urzędnikami. Ale nawet w przypadku tych drugich pojawiają się kontrowersje, czy zakaz jest słuszny. Belgijskie gazety ujawniły wczoraj notatkę Ministerstwa Sprawiedliwości, która nie wyklucza pełnej dowolności noszenia widocznych symboli nawet przez urzędników, którzy mają bezpośredni kontakt z obywatelami.